Do tego potwornego wypadku doszło już w pierwszym biegu zaległego meczu ligi żużlowej, w którym jak zwykle zaprezentowali się juniorzy. Na wejściu w drugi łuk Łęgowik stracił panowanie nad motocyklem i pojechał prosto w bandę. Niestety, po drodze zawadził też o Czaję, który razem z nim uderzył w ogrodzenie.
Impet był tak wielki, że nad bandą pojawiła się wielka chmura kurzu, a ogrodzenie w tym miejscu zostało przez ciała zawodników roztrzaskane. Oprócz tego jeden z rozpędzonych motocykli w taki sposób odbił się od toru, że pokonał jeszcze kilka dobrych metrów w powietrzu, lądując już za barierkami.
>>> ZOBACZ ZDJĘCIA Z WYPADKU <<<
W jednej chwili wiwatujący tłum zamilkł. Na tor wjechały karetki pogotowia, które natychmiast zabrały juniorów do szpitala. I choć wypadek wyglądał tragicznie, to szczęśliwie Łęgowik i Czaja nie mają żadnych złamań. U pierwszego stwierdzono liczne potłuczenia i wstrząśnienie mózgu. Poobijany jest również jego klubowy partner.
Taki wypadek niestety można było przewidzieć. Przed meczem na stan toru narzekał lider Stali Tomasz Gollob, a już po spotkaniu - menedżer Włókniarza Jarosław Dymek.
- To był naprawdę konkretny dzwon. Po tym wypadku zadzwoniłem do sędziego i poprosiłem, by na tor wyjechał nie tylko ciągnik, by ubić nawierzchnię, lecz także polewaczka. Na początku stan toru nie był idealny - podkreślił Dymek.