"Super Express": - Szpilka jest leworęczny. To będzie dla ciebie problem?
Adam Kownacki: - Nie. To było trochę jak uczenie się jazdy z kierownicą po prawej stronie, jeżdżąc lewą stroną drogi. Szybko się przestawiłem.
- Po obozie w Polsce z Tomaszem Adamkiem schudłeś. Nie karmili cię tam dobrze?
- Schudłem 11 kilogramów, ale zapewniam, że byłem karmiony bardzo dobrze (śmiech). Z Tomkiem miałem obóz treningowy z prawdziwego zdarzenia, jakiego mi było potrzeba. Zajmowałem się tylko boksem, o nic innego nie musiałem się martwić. Jedzenie wyliczał i przyrządzał nam dietetyk i jadłem o stałych porach.
Zobacz: Szpilka i Kownacki przed walką. Słowna wojna przeniesie się do ringu?
- Tu dodatkowo schudłeś. Żona goni cię do sprzątania?
- Może nie aż tak (śmiech). Ale wyrzucam śmieci, ścielę łóżko. To wszystko odwraca moją uwagę od boksu. W Polsce mieszkałem w hotelu, gdzie wszystko za mnie robili.
- Czego o boksie nauczyłeś się od Adamka?
- Że w czasie walki wchodzę za blisko w przeciwnika. Ciągle mi mówił "za blisko, za blisko!". I te jego słowa mam w głowie. Śniły mi się po nocach.
- Co ci jeszcze radził?
- Jak inwestować pieniądze (śmiech).
- A masz ich tyle, żeby inwestować?
- Jeszcze nie. Na razie inwestuje w siebie, w swoją karierę. Ale kiedy dojdę na sam szczyt, będę inwestował na pewno. Posiadanie kasy ma jednak tylko wtedy sens, kiedy potrafisz się nią dzielić z innymi. Chcę pomagać młodym zawodnikom. Tak jak mnie pomagali. Ważne jest, by nie zapominać, skąd się pochodzi i kto ci pomógł.
- Ty wychowałeś się na Brooklynie.
- To najlepsza szkoła życia. Dostawałem tam nieźle w kość. Kilku moich kolegów z podwórka zeszło na złą drogę.
- Dlaczego ty nie poszedłeś ich drogą?
- Bo zawsze wierzyłem, że mogę wybrać tę lepszą drogę. I miałem oparcie w rodzinie. Lubiłem sobie wieszać wysoko życiową poprzeczkę.
- A jak wysoko teraz ją zawiesiłeś?
- Wysoko, muszę pokonać Szpilkę i zostać mistrzem świata w boksie.