Bohaterem absolutnym okazał się Juan Malkriado Cruz. Facet pojawił się bowiem na oficjalnej prezentacji, zrobił show, ale prawdopodobnie nie dogadał się z organizatorami i nie usłyszał, że poza machaniem łapkami w rytm muzyki, ma również stoczyć w Hali Stulecia pojedynek. Pokazał więc mieszkańcom Sopotu imponującą muskulaturę, a później... poszedł sobie do domu. Przebił w ten sposób Andrzeja Gołotę, który przynajmniej pojawił się na ringu na chwilę.
Sam zawodnik szybko odniósł się do swojego wyczynu na Facebooku. Wytłumaczył to rasistowskimi atakami na trybunach. Wierzycie mu?
"Chciałbym wyjaśnić moje zachowanie podczas Gali Time of Masters w Sopocie jednocześnie przeprosić publiczność oraz wszystkich, których w jakikolwiek sposób uraziłem nie stając do walki.
Event Time of Masters był zorganizowany na wysokim poziomie. Mimo, iż początkowo nie zapewniono odpowiednich rękawic, finalnie zostały one dostarczone przez promotora. Jednak jeszcze przed rozpoczęciem walk z karty głównej miały miejsce incydenty na tle rasistowskim, na które organizotor nie mógł mieć wpływu, a moi czarnoskórzy znajomi tylko cudem uniknęli pobicia w pobliżu wejścia głównego. Poczułem się zaatakowany i w obawie o swoje zdrowie byłem zmuszony opuścić halę. Można nie zgadzać się z moimi decyzjami, nie lubić mnie jako człowieka czy zawodnika, jednak nie godzę się na to by obrażano mnie ze względu na kolor skóry. Odkąd mieszkam w Polsce, nie zostałem tyle razy obrażony czy zaatakowany, jak podczas tego jednego wieczoru."
(pisownia oryginalna)
Mamed Chalidow skrytykował Polaków! Co powiedział?
Oczywiście, jak w takim przypadku, to nie pierwszy podobny wyczyn Cruza. Rok temu też nie wyszedł do ringu na gali w Bydgoszczy. Też uciekł już z szatni. Tyle że wówczas tłumaczył się nieoczekiwaną kontuzją. Otóż, uwaga, w trakcie przebierania pękła mu ściana żółądka i zasłabł. To natomiast, jak podejrzewamy, był efekt nokautu, jaki zaliczył Portugalczyk w starciu z Pawłem Biszczakiem. Ten trafił go lekko - jak sam tłumaczył bohaterski fighter - no ale na tyle mocno, że padł na dechy. Logiczne.
Kibice w Sopocie pewnie mogą czuć się oszukani, bo chociaż zobaczyli dwanaście pojedynków, to jednak głównych walk wcale. Cruz uciekł, natomiast w drugim starciu zawiodła... głowa. Słaba głowa i pewnie też wątroba, niejakiego Jurija Gorbienki. Miał on stoczyć bój z Michałem Wlazło, ale niestety zatrzymała go straż graniczna i odesłała do domu. Plotki głoszą, że Polacy nie wpuścili Ukraińca, bo ten był kompletnie pijany.
Na kacu lepszy refleks, stara bokserska zasada. I bólu się nie czuje, bo ból głowy dostaje się w promocji, jeszcze przed wyjściem do ringu.