Na widowni w UIC Pavlion dopingowali Fonfarę między innymi Andrzej Gołota z małżonką Mariolą. W sali falowały polskie flagi, szaliki i ogromny transparent warszawskiej Legii, której "Polski Książę" kibicuje.
Fonfara w pierwszej rundzie ostro zaatakował Karpency'ego i dwa razy posłał go na deski. Nie dokończył jednak roboty, a w drugiej rundzie... złamał prawą rękę! Rywal to wyczuł i wykorzystał, od trzeciego starcia przeszedł do kontrofensywy.
Po 6. rundach Karpency prowadził na kartach punktowych dwóch sędziów 57:55, trzeci - widział wygraną Polaka 57:55. W 7. rundzie Amerykanin rzucił się do furiackiego ataku, ale po jednym z klinczów tak niefortunnie upadł na matę (odepchnięty przez Fonfarę), że uszkodził sobie bark. Na pytanie sędziego ringowego, czy chce dalej walczyć, odpowiedział, że nie, ponieważ w ogóle nie może podnieść ręki.
- W siódmej rundzie rzucił się na mnie jak szaleniec, słyszałem, jak mówił do swoich sekundantów "Teraz albo nigdy". Ale nie udało mu się mnie znokautować i się poddał. Szukał tylko pretekstu - ocenił po walce Fonfara.
"Polski Książę" cieszył się ze zwycięstwa, ale nie był z siebie zadowolony. - Szkoda, że nie wygrałem w lepszym stylu. Ale niestety od drugiego starcia walczyłem z kontuzją. Wygląda na to, że mam złamaną kość w prawej dłoni. Ale potwierdzę to dopiero po wizycie u lekarza - stwierdził.