Spis treści
- Skorupski o rywalizacji i patriotyzmie: „Reprezentacji się nie odmawia!”
- Pewność siebie kluczem do bramki? Skorupski o rywalizacji z Marcinem Bułką
- Kamil Grosicki? „Mógłbym dzwonić o trzeciej w nocy”
- Skorupski - nowy lider szatni? „Co mi serducho podpowiada”
- Kadra bez Lewandowskiego. „Musimy dać radę”
- Co z tym Kacprem? „Kadra go potrzebuje!”
- Syn pójdzie w ślady taty? „Na pewno będę bramkarzem!”
- Liga Mistrzów: „Sam sobie to wywalczyłem”
„Super Express”: - 12,5 roku temu zadebiutował pan w reprezentacji, od tej pory nazbierał pan 16 meczów. Niezbyt wiele...
Łukasz Skorupski: - Średnia jeden mecz na rok, nieźle (śmiech). No cóż, miałem zawsze trudną rywalizację, bo przecież kadra miała przez ten czas naprawdę bardzo dobrych bramkarzy. A ja cierpliwie czekałem na swoją okazję. Doczekałem się i choć mam już 34 lata, od tego roku jestem podstawowym bramkarzem kadry - trener zdecydował, że w tych eliminacje będę bronił ja. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, czekałem na to długo i chcę to wykorzystać jak najlepiej.
Skorupski o rywalizacji i patriotyzmie: „Reprezentacji się nie odmawia!”
- „Jestem jeszcze bardzo młody” – powiedział pan trzy miesiące temu w wywiadzie na antenie Eleven Sports!
- Jak na bramkarza, to akurat prawda. Bramkarz może grać do „czterdziestki”, najświeższy przykład to Łukasz Fabiański w Premier League. Ja się czuję bardzo dobrze fizycznie i psychicznie, mentalnie też jest OK. Więc będę chciał jak najdłużej grać w piłkę!
Oskar Repka – debiutant w drużynie Probierza. „Tata zapłakał z radości” [ROZMOWA SE]
- No i super. Ale czy przez te 12,5 roku nie zaciskał pan czasem pięści, że jest Boruc, Fabiański, Szczęsny?
- A pewnie, że zaciskałem (śmiech). Ale szanowałem chłopaków i jeździłem na każde zgrupowanie, na które dostałem powołanie, choć bardzo mało grałem. Jestem megapatriotą i wiem, że reprezentacji się nie odmawia!
- I ta ławka ani trochę nie gniotła w… pupę?
- Jedyna ławka, którą można akceptować, to właśnie ławka w reprezentacji. W klubie bym już dawno zmieniał barwy!
- Czyli rozumiem, że kiedy w mijającym sezonie zdarzało się panu siadać na ławie w Bolognie, był to przede wszystkim wynik dolegliwości, urazów?
- Albo umowy z trenerem. Mieliśmy naprawdę sporo meczów w sezonie, a drugi bramkarz też musi być „pod prądem”. Ale zadowolony jestem z tego sezonu bardzo, przecież wygraliśmy Puchar Włoch.
Pewność siebie kluczem do bramki? Skorupski o rywalizacji z Marcinem Bułką
- Do klubu zaraz wrócimy. Ale ja najpierw zapytam – bo tak często mawiali reprezentacyjni bramkarze – że w kadrze ten, który jest „numerem jeden”, powinien to wiedzieć, bo mu to dodaje pewności. Tymczasem przez wiele miesięcy graliście na zmianę z Marcinem Bułką. Więc jak to jest z tym budowaniem pewności?
- W klubie rzeczywiście zazwyczaj wiadomo, kto jest „jedynką”, a kto „dwójką”. W kadrze mieliśmy okres, w którym – decyzją trenera – broniliśmy z Marcinem na zmianę. Ale ja byłem naprawdę bardzo spokojny. Czułem się megapewny siebie, bo kiedy grałem – w klubie, ale i w kadrze – to zawsze na wysokim poziomie. W głębi duszy chciałem być tą kadrową „jedynką” i myślę, że ten spokój i zbierane przez lata doświadczenie ostatecznie mi w tym pomogły.
- W meczach z Litwą i Maltą zasłużył pan na miano MVP naszej drużyny. Tylko czy na pewno na tle takich rywali ten tytuł powinien przypaść bramkarzowi?!
- Szczerze? Nie spodziewałem się tego, bo wiadomo, że „na papierze” mieliśmy więcej atutów, lepsze nazwiska. Ale dobry bramkarz prawdziwą klasę pokazuje wtedy, jeśli w ciągu 90 minut ma jedną okazję do wykazania się – i to zrobi. I tak to właśnie z mojego punktu widzenia wyglądało w tych meczach.
Szczere słowa Jakuba Kamińskiego. Kulisy sezonu w Wolfsburgu, możliwy transfer i kadra bez Lewandowskiego [ROZMOWA SE]
- Dla pana ma znaczenie, czy ma pan przed sobą trójkę stoperów, czy czwórkę obrońców grających w linii?
- Nie. Ustawienie zależy od trenera, a ja się do jego wyboru zawsze dostosuję i staram się grać jak najlepiej.
Chłopak z Zaborza na Stadionie Śląskim. „Pojechałem na mecz z Torcidą”
- Co dla chłopaka ze Śląska znaczy Stadion Śląski?
- Piękne wspomnienie, zwłaszcza z Wielkich Derbów Śląska z Ruchem! Byłem wtedy trzecim bramkarzem Górnika, nawet nie mogłem zasiąść na ławce rezerwowych. Więc… pojechałem na ten mecz z Torcidą. Do dziś pamiętam tego gola, co go Adam Banaś z wolnego strzelił! Ale się wtedy cieszyłem na trybunach!
Michał Probierz przed meczem na Stadionie Śląskim wrócił do swych korzeni: „Jak to na Śląsku mówią”
- Na meczach reprezentacji też pan bywał?
- Nie. Dopiero na tym nowym Śląskim, już po remoncie – jako zawodnik.
- No tak, zagrał pan przeciwko Korei Południowej i Ukrainie. Czuć tam na dole, na boisku, legendę tego obiektu?
- Pewnie że czuć! Zresztą jak gramy na Narodowym, to dostaję może z dziesięć próśb o bilety. A jak na Ślaskim – to z pięćdziesiąt. Od wszystkich byłych kolegów, co się z nimi wiele lat temu na ulicy w Zabrzu-Zaborzu kumplowałem!
- Czyli kontakt wciąż jest?
- Z niektórymi. Bo paru innych w złym kierunku poszło - powiedziałbym. Wie pan, jak to jest na takiej dzielnicy, jak Zaborze… Wszystko tam się dzieje.
- A więc dobrze, że dzięki piłce się pan stamtąd wyrwał?
- A pewnie, że dobrze. Dwa „braciki” co prawda tam zostały, ale oni ogarnięci są (śmiech).
Kamil Grosicki? „Mógłbym dzwonić o trzeciej w nocy”
- Fajnie powspominać, ale idźmy do przodu. Co panu przychodzi do głowy, gdy słyszy pan ksywkę „Grosik”?
- Megaczłowiek, megafajny chłopak. Taki pozytywny w każdym momencie. W ostatnim okresie trochę mniej grał w kadrze, ale – choć ma prawie 100 meczów w reprezentacji – w ogóle się o to nie obrażał. I zawsze starał się każdemu, kto tego potrzebował, pomóc.
- W jaki sposób?
- W każdy! Albo osobiście podchodził do każdego z młodych, motywował, by dawali z siebie wszystko. Albo gadki do całej drużyny przed meczem robił. Szanuję go za to wszystko bardzo. Wiem, że gdybym o trzeciej w nocy potrzebował pomocy, mógłbym do „Grosika” zadzwonić! I też by pomógł.
- Pan też tego doświadczył?
- Nie bezpośrednio. Ale tak naprawdę ja z „Grosikiem” jestem w ciągłym kontakcie! SMS-y, telefony… Nie codziennie oczywiście, ale można powiedzieć, że przez cały rok ten kontakt mamy. Gratulujemy sobie po wygranych. Strasznie mi go było szkoda, jak drugi raz z rzędu przegrał finał Pucharu Polski. Tym bardziej się cieszę, że będę tu, na jego pożegnaniu z reprezentacją. I nawet jeśli nie zagram, to tam na dole, na murawie, jakiegoś „przytulasa” mu sprzedam (śmiech).
- Kto – pod nieobecność Kamila – będzie puszczać w szatni „Przez twe oczy zielone”?
- Teraz DJ-em jest Pawka, nasz kitman. Ale – tak jak na tych wszystkich wielkich turniejach – „Oczy zielone” od „Grosika” też często wjeżdżają! Zawsze był szefem od atmosfery!
Skorupski - nowy lider szatni? „Co mi serducho podpowiada”
- I kto teraz będzie przemawiać do drużyny? Kiedy pana słucham, to mam wrażenie, że spokojnie mógłby pan to wziąć na swoje barki!
- A mógłbym! W Bolognie też czasem staję na środku szatni i przemawiam do ekipy. Ja i Lorenzo de Silvestri. I to po włosku mówię! W kadrze też nie mam z tym problemu. Przed Litwą gadałem do chłopaków. Ja i „Lewy”.
Kulisy zgrupowania kadry w Katowicach. Dyrektor hotelu o specjalnych życzeniach. „Musimy się podocierać” [ROZMOWA SE]
- I co pan w takich chwilach gada?
- Co mi serducho podpowiada. Mówię, że nie będę ich uczyć w piłkę grać i na bramkę strzelać. Ale że powinni oddać serce za kadrę, że to najważniejsze mecze w ich życiu, bo EURO jest raz na cztery lata. Albo – jak teraz – że mogą już nie mieć innej okazji, by zagrać na mundialu.
- Ma pan jakiś wzór takiego „motywatora”?
- W Górniku facetem od takiej gadki był Adam Banaś. Potem dużo się nauczyłem od trenera Adama Nawałki. A w Romie – od Daniele de Rossiego. Kapitanem był Francesco Totti, ale to właśnie de Rossi miał najlepiej „gadane”, gdy trzeba było dotrzeć do chłopaków.
- A co pan powie w Helsinkach, jeśli dopuszczą pana do słowa?
- Ja, może Janek Bednarek, który też jest w tym dobry… Zobaczymy. A co trzeba powiedzieć? Że to kluczowy mecz. I że trzeba podejść do niego jak do finału pucharu czy wielkiego turnieju. Jakby to miał jedyny mecz w życiu w kadrze! Zresztą – prawdę mówiąc – gadaliśmy już o tym przy śniadaniu we wtorek (śmiech).
Kadra bez Lewandowskiego. „Musimy dać radę”
- Dobra, to ciągnijmy temat Finlandii. Brak Roberta będzie problemem?
- To na pewno strata dla naszej gry ofensywnej, bo to jeden z najlepszych zawodników na świecie, ale mamy też innych świetnych napastników. Zdarzają się takie sytuacje w piłce, że zawodnik czuje się zmęczony, to normalne. Zwłaszcza, gdy gra się w sezonie tyle meczów. Ale bywały już przecież spotkania, w których z różnych przyczyn „Lewy” nie grał. To będzie kolejne, a my musimy dać radę. To bardzo ważne starcie, liczą się dla nas tylko trzy punkty. Zwycięstwo by nas ustawiło w bardzo dobrej pozycji przed resztą kwalifikacji.
Co z tym Kacprem? „Kadra go potrzebuje!”
- Łącznikiem między kadrą a Bologną jest Kacper Urbański. Kiedy z nim rozmawiałem kilka miesięcy temu, mówił o panu „mój opiekun”.
- Ha, może „mój ojciec”? (śmiech). Prawda jest taka, że w pewnym momencie nawet mieszkał u nas przez dwa miesiące. Latem 2023 moja żona z synem byli u rodziny na Sardynii, a Kacper – szukając mieszkania w Bolonii – zatrzymał się u mnie. „Urbi – mówiłem wtedy do niego – przed tobą megaważny dla ciebie okres. Masz wyjątkową szansę, wykorzystaj ją”. Ot, taka mentalna gadka.
- Pomogła!
- Tak, trochę się zmienił, zaczął więcej grać u trenera Thiago Motty. Bardzo mu też wtedy jego prawdziwy ojciec pomagał, był przy nim, jeździł na jego mecze. I Kacper miał megasezon. Ligę Mistrzów wywalczyliśmy, a on pojechał na EURO 2024 i dobrze tam grał.
Kacper Urbański wypadł z reprezentacji Polski na dłużej? Michał Probierz tłumaczy, co się dzieje z gwiazdką kadry
- I co się stało, że dziś nie ma go ani w narodowym zespole, ani w młodzieżówce?
- Przyszedł nowy trener, Vincenzo Italiano, który miał nową wizję grania drużyny. Gramy częściej długą piłką, a Kacper – wiadomo – lubi ją mieć przy nodze. No i zaczął grać coraz mniej. Odszedł zimą do Monzy. Nie wiem, czy to był dobry ruch, bo ostatecznie i tam mało grywał. Teraz wraca do nas, ale nie wiem, czy z nami zostanie. Mam nadzieję, że się szybko odbuduje, bo kadra go potrzebuje. Gdy był w formie, robił różnicę. Chciałbym mu pomóc mentalnie; wierzę, że wróci do tego grania sprzed roku.
Syn pójdzie w ślady taty? „Na pewno będę bramkarzem!”
- Pan z kolei zdobył kilka tygodni temu Puchar Włoch, a mnie ujęło pańskie zdjęcie z trofeum i… z pańskim synem, wpatrzonym w tatę jak w obrazek. Jakie emocje w panu wtedy buzowały?
- Piękne przeżycie. Pojechaliśmy do Rzymu już dwa dni przed finałem. Prywatnym pociągiem, wynajętym dla drużyny, do którego mogliśmy wziąć najbliższych. W Rzymie mieliśmy spotkanie z prezydentem Włoch, bo to on jest patronem pucharu. W planach robionych dużo wcześniej było też spotkanie z papieżem, ale po śmierci Franciszka odwołano wizytę w Watykanie. Sam mecz też był fantastyczną sprawą. W szoku byłem, jak usłyszałem, że nasi kibice są głośniejsi od tych z Mediolanu! Nastawiałem się mega na ten występ, nawet odpuściłem jeden mecz w lidze, żeby – po drobnej kontuzji – być gotowym na finał.
- No i wygraliście!
- No i wygraliśmy! Pierwsze, co zrobiłem po końcowym gwizdku, to się rzuciłem na murawę i się popłakałem. Całe napięcie ze mnie zeszło. Wie pan, nigdy wcześniej przy okazji sportowych wydarzeń nie płakałem. Za młodego wstydziłem się płakać, bo chłopakowi z Zaborza nie wypada. I dopiero jak się Leonard urodził, to zapłakałem ze szczęścia. A teraz drugi raz! Więc musiałem po prostu pójść po żonę i po syna, i wziąć ich na boisko! Stąd ta fotka.
- Syn będzie piłkarzem?
- Na razie ma siedem lat, ale od dwóch lat już jest w szkółce piłkarskiej. Piłka, tylko piłka go interesuje. Nie chce żadnych zabawek, tylko piłkę! A najlepsze jest to, że całkiem fajnie z nią przy nodze wygląda. Jest dobry; bardzo dobry moim zdaniem! Ale kiedy go pytam, kim chce być na boisku, zawsze mówi: „Bramkarzem, jak ty!”. „Ale ty nie masz drewnianych nóg, jak tata” – tak się z nim droczę. „Na pewno będę bramkarzem” - odpowiada.
- A pan od małego chciał być bramkarzem?
- Nie! Na Zaborzu zaczynałem na obronie. Dopiero kiedy na jakiś turniej nie dojechał nasz bramkarz, trener postawił mnie do bramki, bo duży byłem. I tak dobrze w niej wyglądałem na tych zawodach i późniejszych treningach, że już mnie w niej zostawił!
Liga Mistrzów: „Sam sobie to wywalczyłem”
- Wróćmy jeszcze do minionego sezonu. Liga Mistrzów – i fakt, że nie awansowaliście do fazy play-off – była rozczarowaniem?
- Nie. Myślę, że nie było w nas goryczy. To było fajne doświadczenie. Momentami dawaliśmy radę, wygraliśmy przecież z Borussią, ale generalnie – przynajmniej na początku – to była dla nas za wysoka półka. Pod nowym trenerem zaczęliśmy dobrze grać po trzech miesiącach, kiedy Liga Mistrzów była już w połowie fazy ligowej. Poza tym Champions League to generalnie jest megapoziom. Mam nadzieję, że teraz, w Lidze Europy, damy radę ugrać znacznie więcej.
- Za to ciary są pewnie tylko w Lidze Mistrzów, gdy grają jej hymn. Czuł je pan?
- Niekoniecznie, bo przecież miałem okazję zagrać przeciwko Bayernowi – z Lewandowskim w składzie - i Manchesterowi City, gdy byłem zawodnikiem Romy. Ale teraz czułem się ciut inaczej, bo w Bolognie jestem przecież podstawowym bramkarzem, a nie tylko zastępcą na czas kontuzji pierwszego golkipera. No i przede wszystkim czułem, że teraz sam sobie tę Ligę Mistrzów wywalczyłem.
- Wśród tych aren, na których pan zagrał, było też Anfield Road. Dla wielu – miejsce magiczne.
- Liverpool był zawsze w trójce zespołów, którym kibicowałem jako dzieciak. Ale powiem szczerze, że tym razem bardziej spodobała mi się atmosfera na Aston Villi. Jakby ciut goręcej tam było na trybunach, jakby nieco bardziej naładowani byli kibice. Megaoprawę zrobili, megaśpiewy.
- W Serie A jednak zapłaciliście chyba jednak frycowe za tę Ligę Mistrzów?
- Nie mam takiego wrażenia. Wręcz przeciwnie: pomogła nam pod względem mentalnym. Owszem, przegrywasz z Liverpoolem 0:2, ale najlepszym zawodnikiem rywala jest Alisson – a to oznacza, że graliśmy dobrze, że mieliśmy sytuacje.
- Tak, ale drugi raz do Ligi Mistrzów się nie zakwalifikowaliście…
- Do przedostatniej kolejki, i meczu z Fiorentiną, mieliśmy na to szansę. Cóż, nie udało się. Trzeba będzie powalczyć w następnym sezonie.
