"Super Express": - Myślisz jeszcze o ostatniej porażce z Joe Smithem Jr.? (t.k.o. w 1. rundzie)
Andrzej Fonfara: - Już dawno o niej zapomniałem. To tylko groźnie wyglądało. Tamta porażka nie była moją pierwszą w ringu, ale mam nadzieję, że ostatnią. Przegrane są wliczone w zawód boksera. I wzmacniają, bo co cię nie zabije, to doda ci sił. Po walce, bez udziału mediów, poszedłem z rywalem na piwo, bo w boksie ważny jest szacunek do przeciwnika.
- "Do tych, którzy ubliżają. Ch... wam w du... i kamieni kupę!" - napisałeś na Facebooku kibicom po tamtym pojedynku...
- Oprócz tego, że jestem osobą publiczną, przede wszystkim jestem człowiekiem i mam prawo do emocji. Jakie by one nie były. Nie żałuję tego, co napisałem.
- Po ostatniej walce twoje życie przewróciło się do góry nogami - żona, syn, przeprowadzka do San Francisco i zmiana trenera.
- Nadszedł czas na zmiany. Porażka zmobilizowała mnie, by dalej się rozwijać. Mam wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy dodają mi sił.
- Jakim tatusiem jest Fonfara?
- Bardzo zaangażowanym. Pielęgnuję synka i zmieniam mu pieluszki. Dbam, by żona miała chwilę odpoczynku. Dopiero po przyjściu na świat Leona zrozumiałem, jak bardzo ciężką i odpowiedzialną pracą jest bycie rodzicem. Teraz, wychodząc do ringu, nie walczę tylko dla siebie, ale także dla moich bliskich. Rodzina dopełnia mnie i każdego dnia dziękuję za to, co mam. Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, mam wszystko, o czym marzyłem.
- Nadal jednak nie masz pasa mistrzowskiego wagi półciężkiej.
- Nie marzę o tym. To jest mój cel, do którego dążę i chcę go zrealizować.