Andrzej Kostyra o Zbigniewie Pietrzykowskim: Odszedł mistrz kontry

2014-05-19 16:50

Nie żyje Zbigniew Pietrzykowski (+79). Ze wspaniałej drużyny, która w 1953 roku na mistrzostwach Europy w Warszawie zdobyła 9 medali (5 złotych, 2 srebrne i 2 brązowe) wprowadzając w euforię całą Polskę pozostał jeszcze tylko Henryk Kukier.

Tamtych pamiętnych mistrzostw w Warszawie nie oglądałem, miałem zaledwie 5 lat. Potem tylko starsi koledzy opowiadali mi jak to 19-letni wówczas młokos Zbyszek Pietrzykowski znokautował legendarnego Laszlo Pappa i potem przegrał o finał z angielskim dryblasem Brucem Wellsem (gdy po latach rozmawiałem z Wellsem w Londynie prosił mnie, żeby pozdrowić Pietrzykowskiego).

Wszyscy wspominają finałową walkę Pietrzykowskiego na IO w Rzymie z Cassiusem Clayem, późniejszym Muhammadem Alim. To widziałem w telewizji, Zbyszek przegrał wyraźnie, Clay nie dał się sprowokować na wymianę ciosów, tańczył i punktował. To był ostatni amatorski pojedynek Alego, potem przeszedł na zawodowstwo.

Pietrzykowski na zawodowstwo nie mógł przejść, chociaż zdobył 4 razy mistrzostwo Europy, 3 medale olimpijskie (srebro w Rzymie, brąz w Tokio i Melbourne, gdzie przegrał rewanż z Pappem), stoczył aż 367 walk (351 zw., 2 rem.,14 por.), w polskiej lidze miał bilans 136-0, w meczach międzypaństwowych 42-2 (przegrał tylko z Pappem i Czechem Koutnym). Gdyby dostał taką szansę byłby zapewne mistrzem świata, bo drugiego boksera z tak wspaniałą kontrą lewą ręką (był mańkutem) chyba na świecie nie było.

Oni mogą być przyszłymi polskimi mistrzami w boksie!

Ja najbardziej zapamiętałem go z meczu ze Związkiem Radzieckim w Łodzi w 1963 roku, w finale Pucharu Gremaux (drużynowe mistrzostwa Europy). Mały czarno-biały telewizor, Pietrzykowski walczył ze wspaniałym Danem Poźniakiem, późniejszym mistrzem olimpijskim (Meksyk) i trzykrotnym mistrzem Europy, przekładał go przez dwie rundy z ręki do ręki, co chwila straszliwie kontrował lewym prostym. Zastanawiałem się jakim cudem Poźniak nie padał na deski, bo Pietrzykowski miał ciężką rękę. A w trzecim starciu Dan ruszył do przodu i Zbyszek musiał się bronić (kondycja była jego najsłabszą stroną).

Zawsze opanowany, spokojny, budził respekt. Nawet Artur Olech, inny medalista olimpijski, kolega z drużyny zwracał się do niego "Panie Zbyszku". Ja też właściwie z wszystkimi wybitnymi polskimi bokserami byłem na ty, a do Pietrzykowskiego zwracałem się też "Panie Zbyszku".

Wielki bokser, wspaniały człowiek. Żegnaj.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze

Materiał sponsorowany