Szprycujący się zawodnicy to bez wątpienia zakała każdego sportu. Dlatego też poszczególne organizacje prowadzą intensywne kontrole, które mają na celu ujawnianie oszustów i odbieranie im prawa do startów w zawodach. Choć przez lata wymyślono wiele sposobów, jak ukrywać się ze stosowaniem nielegalnych substancji, to jednak cały czas słyszymy o przypadkach wpadek podczas takich kontroli antydopingowych. Nie inaczej było w przypadku amerykańskiego boksera, Jarrella Millera.
Zawodnik miał KORONAWIRUSA i dostał zgodę na grę! Świat sportu zmienia podejście?!
W kwietniu ubiegłego roku w organiźmie pięściarza doszło do wykrycia endurobolu. Amerykanin miał brać również substancje zwane HGH oraz EPO. Z tego powodu sportowca nie dopuszczono do walki z Anthonym Joshuą w Nowym Jorku, a jego miejsce zajął Andy Ruiz Jr, który sensacyjnie rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść. Federacja WBA zawiesiła Millera na pół roku, a bokser miał pojawić się w ringu ponownie w minione wakacje walką z Jerrym Forrestem, ale znów wykryto u niego endurobol.
Tym razem jednak bokser postanowił już się bronić. Stwierdził, że doszło do takiego stanu rzeczy, gdyż niedawno odbył stosunek seksualnym z kobietą, poprzedzając tę czynność łyknięciem tabletki na potencję. To ona miała zawierać w sobie nielegalną substancję, przez którą Millerowi przepadła kolejna walka. Teraz pięściarza czeka cały proces odwoławczy i walka o swoje dobre imię, a linię obrony jego przedstawicieli chyba już poznaliśmy...