- Jak pan ocenia finał?
- Kuba zapłacił trochę frycowego, rywal był dużo lżejszy, taki cwany lis, szybszy. Zaskoczył Polaka, po prostu ograł go, był niewygodny dla niego. Po ciężkiej drugiej rundzie dotrwał jednak do końca i wyglądało to nieźle. Ma facet potencjał, można być tylko z niego dumnym. A co do samej imprezy, to jestem pod ogromnym wrażeniem, czegoś takiego w Polsce w boksie jeszcze nie mieliśmy. Szkoda tylko, że nie było publiczności, wtedy byłoby idealnie.
- Jego najlepsze, ale i te słabsze strony to...
- Ogólnie bardzo sprawny, fajny chłopak, potrafi kontrować, tylko że ciężko jest mi wyobrazić sobie mańkuta co się cofa, za bardzo mi się to nie podoba. Z praktyki i doświadczenia wiem, że mańkuci za bardzo nie potrafią się bronić. Liczy się jednak praca, praca i jeszcze raz praca oraz wytrwałość, nie ma że boli, bo sukces to jest ból, to są łzy. Ja wszystkim powtarzam, że sukces musi boleć, nie ma innej możliwości, tak jest w każdej dziedzinie życia.
Tragedia w Kiecach. Nie żyje bokser, który stracił przytomność w czasie walki
- Dużo osób mówi już o rywalizacji z seniorami, o poważnym boksie.
- Na razie nie ma żadnej mowy o dorosłym boksie. Oa ma przecież dopiero 17 lat - małą łyżeczką, pokora, szacunek i respekt. Ja byłem mistrzem świata, ale jak wracałem na salę, to byłem tym małym szarym żuczkiem jak wszyscy inni co byli pretendentami. Nie ma, że nos do góry, tylko trzeba brać się do roboty.
- Pan ma w dorobku medal dużej imprezy z czasów juniorskich. Mowa o ME w 1986 roku w Kopenhadze, gdzie wywalczył pan brąz.
- I muszę powiedzieć, że Kuba prezentuje ten sam poziom co ja wtedy. Różnica jest taka, że ja miałem twórcę Mariana Boratyńskiego, który pokazał mi zawodowstwo już za czasów amatorskich. Ale nie te zawodowstwo sportowe, ale jego kulisy i dzięki takiemu człowiekowi jak Marian znalazłem się tu, gdzie jestem. Ja wiedziałem jak potem rozmawiać z największymi promotorami, największymi wygami zawodowymi, to mnie uratowało.
- Wracając do Kuby. Jak powinien podejść do tej porażki w finale?
- Kuba dostał dobrą lekcję. Jakby wygrał, to by nie wyciągnął konsekwencji, a po porażce zawsze się je wyciąga, to dobra szkoła dla niego. Ja też kiedyś boksowałem na Srebrnej Łódce, przytyłem z wagi piórkowej do półśredniej i dostałem wpierdziel od Joerga Woltera. Później jednak się pozbierałem, jeszcze mocniej trenowałem i pół roku później wygrałem z nim przed czasem na Gazecie Pomorskiej. To są takie rzeczy, które uczą pokory, doświadczenia. Kuba to fajny chłopak, tylko trzeba go odpowiednio pokierować.
Znamy pierwsze słowa Krzysztofa Włodarczyka po wyjściu z więzienia!
- Dzisiejszy boks i w ogóle dzisiejsze czasy mocno różnią się od tych, w których pan zaczynał przygodę z boksem.
- Kiedyś były kapsle, piłka nożna i nic innego, a dzisiaj taki chłopak ma internet, oni chcą mieć lajki. Nasi pseudo zawodowcy są wspaniali na ważeniu i na konferencji prasowej, ale to co najlepsze trzeba pokazać w ringu. Tam trzeba wygrywać. A żeby wygrać to trzeba umieć przyjąć, bo nie wygrywa ten co umie uderzyć, bo wszyscy potrafią, tylko ten co umie przyjąć. Gdyby internet był tak rozwinięty w czasach gdy ja boksowałem, to miałbym setki milionów lajków, ale takie jest życie, nie żałuję nic, Krzysztof Krawczyk (śmiech).
- To na koniec pytanie co zrobić, by Kuba i inni utalentowani pięściarze po sukcesach w młodszych kategoriach wiekowych potem wśród seniorów też je odnosili?
- Kuba i reszta muszą mieć zaplecze finansowe. Jak będzie miał 20-22 lata, będzie miał już narzeczoną a nawet rodzinę, ale nie będzie miał kasy, to mu żona nie pozwoli na trenowanie. Powie - "Stary, twoi koledzy mają fajnie, a ty jeździsz po treningach, masz łeb pobity, a do domu nic nie przynosisz". Ja nie mówię, że to ma być nadmiar, ale chociaż na równi z rówieśnikami. Finansowe zaplecze jest bardzo ważne, to muszą zrobić nie rodzice, a sponsorzy, organizatorzy, czyli ci, którzy są zainteresowani jego sukcesem.
Powtórzył sukces legendy sprzed 36 lat. "Daleko mi do pana Gołoty"