Stiverne okazał się bezradny. Próbował kontrolować walkę, ale potężnego Amerykanina zatrzymać nie dał rady. Paść mógł już w drugiej rundzie. Tuż przed końcem rundy przyjął potężne uderzenie i cudem utrzymał się na nogach. Nieoczekiwanie jednak wrócił do walki i wytrzymał ostatecznie pełne 36 minut. W przypadku Wildera (33-0, 32 KO) to pewna nowość. We wcześniejszych 32 starciach ani razu nie miał okazji wychodzić nawet do piątej rundy. Przeciwników nokautował bowiem wcześniej.
Ronnie Shields: Artur Szpilka będzie mistrzem świata!
Haitańczyk zawiódł. Tylko raz odważył się zaatakować. W siódmej rundzie trafił rywala prawym sierpowym, ale ten - choć zatrzymał się dopiero na linach - nie stracił kontroli nad pojedynkiem. Miał o tyle łatwiej, że chwilowy zryw więcej sił kosztował prawdopodobnie Stiverne'a, który od tamtej pory postanowił się już "nie wychylać". Przyjął co powinien, parę razy oddał i poczekał na ostatni gong.
Sędziowie nie mieli wątpliwości. Jednogłośnie przyznali zwycięstwo Wilderowi 118:109, 119:108 i 120:107, dzięki czemu reprezentant USA po raz pierwszy od 2006 roku - krótki epizod Shannona Briggsa na szczycie - może się mienić tytułem mistrza świata wagi ciężkiej.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail