"Super Express": - Co pamiętasz z tego, co się działo w ringu?
Krzysztof Włodarczyk: - Pierwsze trzy rundy były jak bombardowanie. Tak jakby Czakijew wziął kałasznikowa do ręki i zaczął do mnie strzelać. Non stop dostawałem serie ciosów, na szczęście miałem kamizelkę kuloodporną, te ręce jeszcze sporo osiągną. Gdyby nie wielka chęć zwycięstwa, pewnie bym się poddał. Zacisnąłem zęby i udało się wygrać. Chwała Bogu, że nikomu nic poważnego się nie stało.
>>> Zobacz więcej sportowych materiałów wideo na se24.tv - (KLIK)
- Na co wydasz największą wypłatę w karierze?
- Jedną z największych wypłat. Część pieniędzy chowamy w skarpecie - kariera sportowca nie jest przecież wieczna. Nie wiadomo, co się w życiu przydarzy i trzeba być przygotowanym na wszytko. Bardzo chciałem kupić sobie motor, ale na razie żona się nie zgadza. To jednak wielka miłość i pasja, nie mogę bez tego żyć. Oczywiście bez żony i syna także, żeby nie było wątpliwości. Przyjdzie jednak czas, że sprawię sobie piękny motor.
- Po walce odebrałeś dużo gratulacji?
- Zadzwonił do mnie słynny raper 50 cent. Rozmawiał akurat z żoną, przekazał gratulacje i zaprosił nas na obiad. Będąc w Nowym Jorku, na pewno się spotkam z nim. Dzwonili też z Kancelarii Premiera, ale najpierw miałem ściszony telefon i nie odebrałem. Później jednak rozmawiałem z premierem Tuskiem, pogratulował mi i umówiliśmy się na kawę i ciastko.
- Wróćmy do boksu, będzie walka z Tomaszem Adamkiem?
- Na pewno pomysł jest dobry, możemy dobrze zarobić i stworzyć fajne widowisko. Przytyłbym parę kilogramów i zmienił kategorię na ciężką, to nie jest żaden problem.
>>> Zobacz więcej sportowych materiałów wideo na se24.tv - (KLIK)
- Najpierw jednak zasłużone wakacje, dokąd się wybierasz?
- Słońce, plaża, kolorowe drinki. Lecimy do Nowego Jorku, odwiedzimy 50 centa, potem bierzemy samochód i ruszamy w trasę. Bardzo chcę odwiedzić największy Disneyland na świecie i tam się trochę pobawić. Facet jest dzieckiem całe życie, zmieniają się tylko zabawki.