Głowacki w marcu przegrał z Lawrencem Okoliem walkę o tytuł mistrza świata federacji WBO w wadze junior ciężkiej. Potem zmagał się z kontuzją łokcia, po której do treningów na sto procent powrócił we wrześniu. Na ring miał powrócić 17 grudnia na gali w Wałczu.
Kolejne wielkie wyzwanie przed Wachem. "Chcę mu napsuć jak najwięcej krwi" [TYLKO U NAS]
- Tak, ręka już całkowicie sprawna i mogę zasuwać na sto procent. Zresztą mam za sobą już kilkanaście rund sparingowych i wyglądało to całkiem obiecująco. Od kilkunastu tygodni haruję z nowym trenerem Andrzejem Liczikiem i jestem zadowolony z tej współpracy. Zwraca uwagę na inne kwestie niż poprzedni moi szkoleniowcy, pokazuje mi troszkę inny boks, zmienia mi pozycję itd - powiedział nam kilka dni temu. - Jako były mistrz świata nie chcę walk z kelnerami. Chcę takiego przeciwnika, który solidnie mnie przetestuje. Wiadomo, że nie przyjedzie nikt ze światowej czołówki, finanse polskich gal na to nie pozwalają, ale poprzeczka musi być zawieszona w miarę wysoko. Stęskniłem się strasznie za ringiem, ciągnie wilka do lasu - dodał.
Niestety na dwa tygodnie przed planowanym powrotem Głowacki doznał kontuzji palca lewej ręki. W specjalnym opatrunku będzie musiał spędzić cztery tygodnie.
- Kur**, mam dość tego pecha. Biegać mogę, ale o boksowaniu przez ten czas mogę zapomnieć. Mam tego wszystkiego powoli dosyć - powiedział nam dziś Głowacki.
Pod nieobecność Głowackiego walkę wieczoru grudniowej gali ma dostać Mateusz Tryc, który być może będzie miał okazję zaboksować przed własnymi kibicami w Wyszkowie.