"Super Express": - Co się z tobą działo, ostatnio jakbyś zapadł się pod ziemię?
Izu Ugonoh: - Chciałem odciąć się od mediów i boksu, aby podleczyć kontuzje i zająć się sprawami osobistymi, bo pojawiły się pewne problemy, z którymi musiałem się zmierzyć. Ale już wychodzę na prostą. Jest dobrze.
- To prawda, że miałeś problemy zdrowotne?
- Tak, ale nie chcę szczegółowo o tym mówić. To nie było nic związanego z walką, powiedzmy, że były to gorsze chwile. Przegrałem z Breazealem, ale jeszcze bardziej przygnębiające było to, że nie mogłem trenować. Teraz wróciłem do ćwiczeń, z moim zdrowiem jest bardzo dobrze.
- Co poszło nie tak z Breazealem?
- Popełniłem błędy. Biłem się z ogromnym koniem i zastosowałem niewłaściwą strategię. Niepotrzebnie poszedłem na wymianę. Ta walka była do wygrania, zabrakło milimetrów. Waga ciężka to nie bajka.
- Pojawiły się propozycje kolejnych walk w USA?
- Tak, ale przez to, że nie mogłem trenować, przepadły mi trzy walki. Miałem wystąpić np. na gali Wilder - Stiverne w Nowym Jorku 4 listopada. Cieszę się, że ten rok już się kończy, w nowy zamierzam wejść lepiej przygotowany do kolejnych wyzwań.
- Jest szansa, że wystąpisz w Polsce?
- Nigdy nie ukrywałem, że chcę walczyć w Polsce i przyznaję, że jest coś na rzeczy (plotkuje się o możliwości walki Izu z Adamkiem. To byłby wielki hit - przyp. red.). Do końca roku jednak nie podejmuję żadnych decyzji.
- Po nowym roku zobaczymy nowego, odmienionego Ugonoha?
- Mądrzejszego. Mam pewien pomysł na siebie, na swój boks. Wiem, w czym jestem dobry. Teraz chcę mądrzej boksować. Przed ostatnią walką ubzdurałem sobie, że znokautuję Breazeala w 3. rundzie. Nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy. Do ringu wyszedłem z koszulką z numerem 3. To był błąd, ale wyciągnąłem wnioski.