Sławę przyniosła mu walka z Delvinem Rodriguezem (29 l.). Jackiewicz (32 l.) był w niej w 6. rundzie na deskach, zamroczony, na skraju nokautu. - To była prawdziwa bomba, poczułem się, jak po zderzeniu ze ścianą. Przez moment nic nie widziałem, nic nie słyszałem, a gwiazdki przed oczami latały mi jeszcze przez 20 minut. Rodriguez myślał, że to koniec, a to był dopiero początek. Wiedziałem, że jestem twardy, ale nie spodziewałem się, że taki ze mnie kawał twardego sukinsyna! - śmieje się Jackiewicz.
Specjalista od łomotów
Jackiewicz przetrwał zderzenie ze ścianą i zasłużenie wygrał na punkty. W nagrodę - prawdopodobnie w lutym - powalczy o mistrzostwo świata prestiżowej federacji IBF w wadze półśredniej.
"Wojownik" przyznaje, że nie uwierzyłby, gdyby kilka lat temu ktoś mu powiedział, że wywalczy tytuł pretendenta do mistrzostwa świata. - Pewnie bym uznał, że się nabija i spuściłbym mu łomot - żartuje.
Jeszcze kilka lat temu właśnie "łomoty" były specjalnością Jackiewicza. Bokser nie miał wtedy ani promotora, ani trenera. W weekendy jeździł na zawodowe walki, w których nierzadko był oszukiwany przez sędziów (stąd aż 8 porażek w bilansie), zaś potem szalał na dyskotekach.
Serce do walki, a w sercu nóż
- Ostro trenowałem, a potem jechałem na dyskotekę i lałem się. Zawsze wybierałem większego od siebie - wspomina Rafał Jackiewicz. Jedna z takich walk mogła zakończyć nie tylko jego karierę, ale także życie. - Gość był twardy. Dostał kopa z półobrotu, ale wstał. Po kolejnym ciosie znów padł, i znów wstał, tyle że już z nożem w ręku. Trafił mnie w serce, poczułem się, jakby przejechała po mnie ciężarówka.
Boksera uratowała błyskawiczna reakcja lekarzy z pobliskiego szpitala oraz przytomność umysłu jednego z kolegów, który nie pozwolił wyciągnąć noża z serca. - Gdyby to zrobili, wykrwawiłbym się - mówi Jackiewicz.
Nie żałuje pistoletu przy głowie
Przeżył jednak, a jego życie zaczęło się zmieniać. Wkrótce trafił do zawodowej grupy Bullit KnockOut Promotions. Skończyły się walki bez trenera i promotora. Rafał z tygodnia na tydzień piął się w rankingach wagi półśredniej. Ale nawet wtedy nie przypuszczał, że zostanie zaledwie szóstym Polakiem w historii, który stanie do walki o mistrzostwo świata (po Michalczewskim, Gołocie, Zeganie, Adamku i Włodarczyku).
- To wszystko jest dla mnie jak piękny sen - nie ukrywa Jackiewicz. - Nie żałuję niczego, co zrobiłem w życiu, tych wszystkich mordobić, zadym. Miałem nóż wbity w serce, pistolet przystawiony do głowy i kolana, byłem uprowadzony, aresztowany dziesiątki razy, zdarzyło mi się nawet znokautować sędziego. Wychowałem się bez ojca, który był skur... i zachlał się na śmierć, potem umarła mama... Ale to wszystko ukształtowało mój charakter. Dzięki temu jestem takim twardym sukinsynem. Pokażę to znów w walce o mistrzostwo świata! - obiecuje.