"Super Express": - McCall ma najlepsze lata kariery już za sobą...
Krzysztof Zimnoch: - Tak, ale zapowiadał, że przyjedzie po zwycięstwo, za wszelką cenę chce udowodnić, że nie jest emerytem. Nie można go lekceważyć. Ma wspaniałe warunki fizyczne, olbrzymi zasięg ramion, aż 208 centymetrów.
- McCall pierwszy zawodowy pojedynek stoczył w 1985 roku, gdy ty miałeś dwa lata. Z tak doświadczonym rywalem jeszcze nie walczyłeś...
- Doświadczenie i obycie z ringiem to kolejne jego atuty. Boksował z najlepszymi na świecie, znokautował Lennoxa Lewisa. Widziałem jego drugą walkę z Lewisem, dostawał w niej straszne ciosy, ale spływały po nim jak woda po kaczce. W walce ze mną, nawet jak będzie schowany za podwójną gardą, na pewno cały czas będzie szedł do przodu. Na to też muszę uważać.
- Traktujesz tę walkę jako korespondencyjny pojedynek z Arturem Szpilką? Wszyscy kibice czekają na wasze starcie, Szpilka niedawno swoją walkę z Tarasem Bidenką wygrał.
- Raczej nie wygrał, bo Bidenko w ogóle nie podjął walki. Nie wiem, po co przyjeżdżał do Polski i wchodził do ringu. Zero chęci do walki, zaciągnięty bieg wsteczny, nie potrafił za bardzo poruszać się w ringu. Trudno wyciągnąć z tej walki jakieś wnioski na temat formy Szpilki.
- A co z waszą walką? Odbędzie się w tym roku?
- Mój obóz robi wszystko, żeby doszło do niej w tym roku i mam nadzieję, że się uda.
- Wracając do McCalla, jakie mają być twoje atuty w tym pojedynku?
- Amerykanin na pewno będzie ode mnie wolniejszy. Poza tym w jego ostatniej walce z Francesco Pianetą widziałem, że porusza się w jednym kierunku. Trudno złapać mu kontakt z przeciwnikiem, gdy ten ucieka do boku. Będę starał się to wykorzystać. Myśli o porażce w ogóle do siebie nie dopuszczam. Zrobię wszystko żeby wygrać.