"Super Express": - Przede wszystkim, jak zdrowie?
Marcin Rekowski: - Dziękuję, wszystko w porządku. Poza paroma siniakami nic mi nie jest, czuję się dobrze, więc nie ma się o co martwić.
- Sytuacja wyglądała jednak dramatycznie...
- To tylko tak wyglądało. Niepotrzebnie odsłoniłem całą lewą stronę, a Takam po prostu mnie... pier...nął. Na chwilę zgasło mi światło. Po walce pojechałem do szpitala, tam wykonano mi badania i wyszedłem. Powtórzę, z moim zdrowiem jest ok.
- Oprócz badań w szpitalu była też kontrola antydopingowa?
- Stawką pojedynku był pas interkontynentalny pas IBF więc byłem też badany pod kątem dopingu.
- Dlaczego przyjąłeś ofertę walki z tak mocnym rywalem i to w odległym Makau? Finanse?
- Każdy z nas boksuje dla pieniędzy i nie ukrywam, że to też miało wpływ. Jednak nie kasa była najważniejsza, wierzyłem że zdobędę ten pas. Przy okazji dementuję, że przyjąłem walkę z Takamem, bo były mi potrzebne pieniądze na leczenie syna. Z jego zdrowiem, całe szczęście, jest wszystko w porządku.
- Pojawiły się głosy, że powinieneś skończyć karierę. Rozważasz to?
- Zobaczymy, muszę się z tym przespać. Jestem na gorąco po walce i nie chcę podejmować pochopnych decyzji.