"Super Express": - Dlaczego tak dawno nie walczyłeś?
Mariusz Wach: - Rozstałem się z menedżerem i promotorem i trudno jest odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ale na pewno wrócę po nowym roku.
- Kto teraz będzie twoim promotorem?
- Promotora nie mam, doradzają mi tylko przyjaciele, którzy byli przy mnie od kilku lat. Mniejsza o nazwiska, jestem spokojny, moja kariera wróci niebawem na właściwe tory.
- Niedawno byłeś w Anglii na konferencji prasowej przed walką Joshuy z Moliną...
- Zostałem zaproszony przez promotora Joshuy, Eddiego Hearna. Odbyliśmy krótką rozmowę, dopytywał o sytuację z menedżerami i rozmawialiśmy o mojej przyszłości. Może powalczę w Anglii.
- Podobno miałeś walczyć w... Katarze. Za duże pieniądze.
- Tak. Ale galę odwołano. Jestem już do tego przyzwyczajony. Rozmowy w moim imieniu prowadził Andrzej Grajewski i nie wnikałem w finanse.
- Co z walką z Kubratem Pulewem o mistrzostwo Europy?
- Sam jestem ciekaw, bo jestem oficjalnym pretendentem do tego tytułu, a czytam, że Pulew abdykował. Czekam, co zrobi federacja EBU.
- Jesteś zadowolony z tego, co osiągnąłeś?
- Nie spodziewałem się, że zajdę tak wysoko, że będę walczył o mistrzostwo świata. Nie mam talentu do boksu, do wszystkiego doszedłem charakterem, sercem i wolą walki.
- Gdybyś miał lepszych doradców, mógłbyś osiągnąć więcej?
- Mógłbym, ale wolę sam o wszystkim decydować, żeby ewentualne pretensje kierować wyłącznie do siebie.
- Jesteś zabezpieczony finansowo, gdybyś musiał zakończyć karierę?
- Zarobiłem więcej, niż się spodziewałem. Na mojej kupce z oszczędnościami nie ma zbyt wiele pieniędzy, ale perspektyw nie brakuje, przecież wciąż mogę walczyć. Nie boję się sportowej emerytury.