Tomasz Adamek na sportowej emeryturze nie wytrzymał zbyt długo. Jego ostatnia walka na zawodowym ringu odbyła się w październiku 2018 roku, kiedy to przez nokaut przegrał z Jarrellem Millerem. Wówczas wydawało się, że byłego mistrza świata w boksie nigdy więcej w walce nie zobaczymy. Taki stan rzeczy trwał przez niespełna sześć lat. Już pod koniec ubiegłego roku stało się jasne, że Adamek wznowi swoją karierę. "Góral" został ogłoszony jako nowy zawodnik FAME MMA, ale do walki wrócił na KSW, gdzie zmierzył się z Mamedem Khalidovem.
Adamek o kulisach współpracy z FAME MMA. Kluczowa rola Mateusza Borka
Teraz dojdzie do długo wyczekiwanego debiutu w FAME MMA, a rywalem Adamka będzie Patryk "Bandura" Bandurski. Pięściarz w rozmowie z portalem Interia.pl opowiedział, jak w ogóle doszło do tego, że pojawił się we freak-fightowej federacji. - Jeśli mówimy o poważnym sporcie, to ja swoje już zrobiłem i zdobyłem więcej niż myślałem. Sam Mateusz Borek zadzwonił do mnie po jakimś czasie i mówi: "chodź, bo mój kumpel Rafał Pasternak (współwłaściciel federacji FAME MMA - przyp. red.), a znamy się bardzo dobrze. Tam zawalczymy na freakach, są trzy rundy". No i podpisaliśmy kontrakt na dwie walki. Oferta, słuchaj, bardzo, bardzo, baaaardzo dobra. No to mówię: "głupi by tego nie wziął" - wyjawił Adamek.
Były mistrz uważa jednocześnie, że czas freak-fightów nie potrwa zbyt długo. - To się skończy. Tak samo było z boksem, cofnij się do początków, czy nawet jeszcze kilkanaście lat temu, gdy nagminnie ściągane były do Polski "ogórki" na przykład z Węgier. Ludzie wtedy przychodzili i się cieszyli, że wygrywają nasi zawodnicy. Po latach ludzie stali się już bardziej świadomi. To powodowało, że z każdą galą ubywało kibiców, bo odkryli, że rywale to "leszcze" z nabitymi rekordami - ocenił.