"Super Express": – Jesteś w siódmym niebie?
Łukasz Różański: – Na pewno są to najpiękniejsze dni w moim życiu. Naprawdę niesamowite uczucie, które trudno sobie wyobrazić dopóki nie weźmie się dziecka na ręce i tego nie doświadczy na własnej skórze.
– Stres był duży?
– Stres był ogromny, ale tętno na zegarku miałem 46. Jak zimny chirurg. Ale u mnie to normalne – parę lat temu przechodziłem zabieg na nogę, podłączyli mnie do aparatury, a tam tętno 38. Wszystko zaczęło wyć, panie przybiegły, a ja mówię im, że spokojnie, że nic mi nie jest (śmiech).
– Syn dopiero co przyszedł na świat, z kolei ty jesteś w trakcie przygotowań do arcytrudnego pojedynku. Jak zamierzasz to logistycznie rozwiązać?
– Ciężko jest się skupić, na treningach myślę tylko o Stasiu i żonie, ale nie ma wyjścia – trzeba pracować i robić formę, bo łatwo nie będzie. Być może wyjadę na obóz w Bieszczady, ale całą strategię działania ustalimy dopiero jak rodzina wróci ze szpitala.
– Choć to dobrowolna obrona pasa, to rywala wybrałeś sobie zdecydowanie najtrudniejszego w karierze.
- To będzie ogromne wyzwanie dla mnie, ale chciałem duże i dobre nazwisko i takie dostałem. Kibice też są zadowoleni, a to przecież dla nich te walki są robione.
– Okolie to kat Polaków, ma ich pięciu na rozkładzie. Zamierzasz z którymś z rodaków porozmawiać o Brytyjczyku?
– Najlepiej będzie porozmawiać z Michałem Cieślakiem, bo on spędził z Okoliem najwięcej czasu w ringu. Z drugiej strony wszyscy dobrze wiemy, jak on walczy – trzyma na dystans, kontruje prawą ręką, bije lewym sierpowym. Jest wysoki, trudny do boksowania, klinczuje, łapie. Ja muszę więc skupić się na tym, by obijać jego lewą rękę i przy okazji nie wpaść na prawą. Zobaczymy jak będzie już w Rzeszowie, jak przyjedzie i spojrzymy sobie głęboko w oczy. Face to face często są kluczowe.
– To będzie pierwsza twoja walka bez legendarnego trenera Mariana Basiaka w narożniku.
– Trener był ze mną przez całą moją karierę i cieszę się, że dożył chwili, gdy zdobyłem tytuł mistrza świata. Fajnie, że na koniec dostał taki prezent. Teraz na pewno gdzieś tam z góry patrzy, kiwa palcem i mówi, że to czy tamto robię źle. Te słowa mam cały czas w głowie. Od początku pracuje ze mną też Krzysztof Przepióra, więc kontynuujemy to, co trener nam przekazał.