Ali od trzydziestu lat walczył z chorobą Parkinsona. Miał to być efekt ryzykownej strategii bokserskiej, opierającej się na przyjmowaniu wielu ciosów na głowę. Jego stan zdrowia pogarszał się już od dawna. Miał mieć zapalenie płuc, zapalenie dóg moczowych, a w ostatnich dniach zaczął narzekać na problemy z oddychaniem. Po 25 latach zawodowej kariery, wielu heroicznych bojach, a później bitwie z postępującą chorobą - która znacznie ograniczyła jego poruszanie i komunikowanie - organizm gwiazdy ringów zaprotestował wreszcie w piątek w szpitalu w Phoenix. Ali zmarł w wieku 74 lat.
Odszedł jako legenda. Mistrz świata. Pogromca Sonny'ego Listona, jeden z trójki wielkich przełomu lat 60. i 70 - obok równie legendarnego "Smokin" Joe Fraziera i potężego George'a Foremana. Zarazem symbol walki o własne przekonania. Jego kariera załamała się przecież w najlepszym momencie, bo obywatel Cassius Clay - nazwisko Muhammad Ali przyjął po przejściu na islam - zrezygnował między innymi z wyjazdu na wojnę do Wietnamu. Za czyn ten przez trzy lata pozostawał zdyskwalifikowany, a po powrocie, będąc tylko cieniem najlepszego pięściarza świata, zdołał stoczyć - i wygrać! - jeszcze kilka niezwykłych pojedynków. W tym między innymi "Rumble in the Jungle" w Kinszasie przeciwko wspomnianemu Foremanowi. Gdy obrywał przez osiem rund, by ostatecznie rywala powalić na deski.