Łukasz Janik

i

Autor: Cyfrasport Łukasz Janik

Narkotyki, szybki seks, nawrócenie... Spowiedź Łukasza Janika [WIDEO]

2020-09-04 15:11

Żaden polski bokser nie miał tak dramatycznych przeżyć, wzlotów i upadków, jak Łukasz Janik (35 l.). Szybki seks, kokaina, dwa razy kliniczna śmierć, przegrana walka o mistrzostwo świata WBC w wadze cruiser. A teraz odnalazł Jezusa, od trzech lat jest czysty. O tym wszystkim opowiada "Super Expressowi".

- Na tę walkę o mistrzostwo świata z Drozdem w Moskwie pojechałem totalnie nieprzygotowany. Mało kto o tym wie - wspominał Janik. - Przyjąłem propozycję pojedynku w poniedziałek rano, na treningu, a walka miała być za jedenaście dni. Ale to było po dwóch dniach ciężkiej imprezy. Przygotowywałem wtedy Krzyśka Włodarczyka do tej walki w Drozdem, sparowałem z nim, byłem w super formie. Ale pokłóciłem się ze swoją ówczesną dziewczyną i w weekend ostro imprezowałem. Nie spałem z piątku na sobotę, w sobotę jeszcze poprawiłem. To były bardo złe czasy o których teraz wstydzę się mówić. I do tej walki z Drozdem poszedłem "z marszu". W dziewiątej rundzie zacząłem się słaniać na nogach i sędzia przerwał. Na szczęście dzięki Bogu nie zostałem znokautowany... - dodał.

Andrzej Kostyra: Ale potem przeżywałeś jeszcze cięższe czasy. Narkotyki, zapaści, kryzysy...

Łukasz Janik: To była tak zwana "warszawka", życie celebryty. To mnie bardzo pociągnęło w dół. Ludzie zapraszali mnie na imprezy, bankiety, pokazywano mnie często w telewizji po tej walce z Afolabim w Nowym Jorku. Potem była walka z Drozdem i duże pieniądze zarobione. I zaczęło się apartamentowe życie. Szybki seks, kokaina... Zapraszali mnie na jedną imprezę, drugą. To się przeciągało.

Teraz w MOSIR-ze w Ząbkach koło Warszawy odrabiasz prace społeczne, które dostałeś dodatkowo do wyroku skazującego cię na wiezienie.

To prace społeczne, jakie miałem do odrobienia za wypadki samochodowe, które miałem w Karpaczu w 2016 roku.

Jak to było ze śmiercią kliniczną?

Najpierw po tej walce z Drozdem przeżyłem sepsę. Byłem wtedy w Dublinie. Tam po dwóch tygodniach, dwudziestu treningach dochodziłem do świetnej formy. W poniedziałek rano przebiegłem jedenaście kilometrów w 45 minut. Potem wskoczyłem do basenu, wieczorem jeszcze zrobiłem dwugodzinny trening bokserski i świetnie się czułem. Położyłem się spać. Gdy kolega, u którego byłem, przyszedł po pracy o szóstej rano, zobaczył mnie zwijającego się z bólu. Ja już tego nie pamiętam. Zawiózł mnie do szpitala. Dostałem tam takiego bólu, jakiego nigdy w życiu nie przeżyłem. Padłem, zacząłem się telepać. Jak mi potem wyjaśnili lekarze, życie uratowało mi silne serce, które pracowało zanim podłączono mnie do aparatury. Dwa tygodnie byłem w śpiączce. Wyszedłem ze szpitala dopiero po miesiącu. Potem wróciłem do Polski, znów zacząłem ćwiczyć. Pojechałem do Karpacza, zostawiłem samochód i zrobiłem bieg na Śnieżkę. Gdy zjeżdżałem na dół, nie pamiętam co się stało. Straciłem przytomność za kierownicą. Miesiąc później wziąłem nowy samochód. I podobna sytuacja, Pobiegłem na Śnieżkę i podczas zjeżdżania znów dostałem ataku. Jak się potem okazało, był to atak padaczki pourazowej po tej sepsie. Wylądowałem w szpitalu. Tam podczas badania wykryto mi THC, bo wcześniej paliłem trawkę.

A za co siedziałeś i jak długo?

Siedziałem pięć i pięć.

Czyli pięć miesięcy i pięć dni?

- Tak. To było w 2017 roku, po walce z Balskim trafiłem do szpitala. Miałem wtedy dozór, opaskę elektroniczną na nodze, właśnie za te nieodrobione prace społeczne po tamtych wypadkach. Ze szpitala zawinęło mnie SW na kryminał, bo Jelenia Góra wysłała za mną list gończy, że nie odrabiam tam prac społecznych. Absurd, bo odrabiałem je w innym miejscu.

Teraz, gdy rozmawiamy, masz nadał elektroniczną bransoletkę na nodze?

Nie, to już swoje odsiedziałem. Teraz kończę tu w Ząbkach odpracowywanie tych prac społecznych. Ale chyba Bóg, którego odnalazłem, tego chciał.

Jak odnalazłeś Boga?

Po tej walce z Balskim nadal byłem zagubionym człowiekiem, imprezowałem. Zbyt dużo było wokół mnie złych rzeczy, narkotyków, alkoholu, złych ludzi. Pamiętam jak kiedyś przyznałem się, że mam 33 lata, a nigdy nie przeczytałem Pisma Świętego, to następnego dnia szedłem po ulicy i coś mnie pociągnęło na drugą stronę, potem z powrotem i znalazłem na przystanku ulotkę z Pisma Świętego, pierwszy list Świętego Mateusza do Koryntian. Zacząłem czytać. Ale jeszcze wtedy nie oddałem się cały Jezusowi Chrystusowi, To stało się dopiero pół roku później, jak mnie zawinęli do kryminału na te pięć miesięcy i pięć dni. W kryminale zapytałem wychowawcę, czy dziewczyna może mi wysłać Pismo Święte. Wychowawca powiedział mi, że ma Pismo Święte i dał mi je. Przestudiowałem je sześć razy, dwa razy streściłem sobie to co najbardziej mnie urzekło. Siedziałem wtedy z trzema mordercami pod celą.

Kokaina, szybki seks, nawrócenie... Spowiedź Łukasza Janika. Vlog Andrzeja Kostyry

Co się zmieniło w twoim życiu po wyjściu z więzienia?

Od trzech lat nie piję alkoholu, nie ćpam, prowadzę zupełnie inne życie.

Co teraz jest najważniejsze w twoim życiu?

Jezus Chrystus i to, że mogę pokazywać ludziom, że bez względu na to gdzie jesteśmy, co byśmy w życiu nie robili, to gdy zapraszamy szczerze do serca Jezusa Chrystusa, Pana naszego jedynego, pośrednika pomiędzy Bogiem i ludźmi, to wszystko może się zmienić. Dostajemy bowiem moc, siłę żeby powiedzieć "nie: wszystkim nałogom i ludziom, którzy ciągną nas w dół. W świecie materialnym ludzie patrzą często jak wykorzystać drugiego.

Ciebie tak wykorzystywali jak miałeś dużo pieniędzy?

O tak, dużo pieniędzy się rozeszło, dużo pożyczałem pseudokolegom, którzy potem zniknęli. Zresztą nie chcę ich już widzieć, bo prowadzę inne życie.

Nie ciągnie cię do boksu?

Nie będę ukrywał, że ciągnie. Mam 35 lat, zdrowo żyję. Są propozycje, może wrócę.

A pamiętasz kiedy ostatni raz brałeś narkotyki?

Około trzy lat temu. Najpóźniej odstawiłem trawkę, to trochę dłużej trwało. Ale kokainę i alkohol trzy lata temu. Teraz jestem zupełnie czysty.

Co teraz jest dla ciebie szczęściem?

Jezus Chrystus, bracia i siostry w Chrystusie, których mam wokół siebie, którzy są miłosierni, mają czystego ducha, są uprzejmi. Spotykamy się na grillu, czytamy Pismo Święte, śpiewamy wielbiąc Pana. Przygotowujemy posiłki, nikt nie pali, nie pije, wszyscy są uśmiechnięci, spełnieni. Następnego dnia nikt nie ma kaca. To jest prawdziwe, szczęśliwe życie.

Czego najbardziej żałujesz z tego co w tamtych złych dniach robiłeś?

Napisane jest w Piśmie Świętym, żebyśmy zapominali o tym co było, a patrzyli do przodu. Gdybym tego wszystkiego nie przeżył co przeżyłem, chyba bym się nie nawrócił, nie był w tym miejscu gdzie jestem teraz. Napisane jest też, że nic nam nie da choć byśmy zdobyli cały świat a ponieśli stratę na duszy. Oczywiście, mogłem być mistrzem świata. Gdybym dwa weekendy przed walką z Drozdem nie poszedł w 48-godzinny melanż bez snu, z ćpaniem i piciem, to ta walka wyglądała by inaczej. Może byłbym wtedy mistrzem świata, ale nie poznałbym tego co poznałem, nie byłbym kim jestem. Uważam że Pan mnie prowadzi, przeżyłem śmierć kliniczną.

Właśnie, ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną, opowiadali, że byli w świetlistym tunelu, już na drugim świecie. Jak to było z tobą?

Nie pamiętam z tego czasu nic. Wtedy w Dublinie, gdy byłem po sepsie dwa tygodnie w śpiączce, gdy się obudziłem, to tak jakbym przez dwa tygodnie spał. A w 2017 roku, gdy przeżyłem śmierć kliniczną i obudziłem się po trzech dniach, to lekarz który usłyszał, ze dochodzą jakieś dźwięki z sali i przyleciał do sali, zobaczył mnie, wykrzyknął w szoku: "O, to pan żyje, obudził się pan?!". Nie wiem, jak długo moje serce nie pracowało, ale miałem odczucie, że przeżyłem bardzo długą podróż i kolejny raz wróciłem na ziemię. Po tym doświadczeniu wróciłem do medytacji buddyjskich, wszędzie szukałem Boga, bo już wiedziałem, że byłem gdzieś indziej. Dopiero po paru miesiącach go znalazłem. Widocznie Bóg tak to zaplanował. Teraz nie ja już żyję, ale żyje we mnie Chrystus. I chciałby ludziom pokazywać, że w każdym miejscu życia, w każdej sytuacji, człowiek może poprosić Jezusa, żeby mu pomógł. Musi tylko szczerze otworzyć serce, zaprosić Boga do swojego życia. I życie może się zmienić. Niczego nie żałuję, jestem szczęśliwym człowiekiem. Jak się przebudzę dziękuję Panu za każdy kolejny dzień.

Dzięki ci za rozmowę. Życzę ci dużo szczęścia.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze