Przejmujący wywiad z Paris Fury, żoną Tysona, został opublikowany na łamach "Daily Mirror". Kobieta przyznała się dziennikarzom, że przed walką byłego mistrza świata w czerwcu tego roku, rodzinę spotkała wielka tragedia. Ukochana "Króla Cyganów" poroniła w ósmym miesiącu ciąży. Nie chciała jednak, by depresyjny koszmar wrócił do domu i o niczym nie powiedziała mężowi. - To stało się rano, w dniu walki z Seferim. Byłam w ósmym miesiącu ciąży. Wiedziałam, że straciłam dziecko. Nie wspomniałam o tym Tysonowi, żeby wszedł do ringu. To mogłoby go załamać. Zaraz po walce powiedziałam mu o wszystkim, a następnego dnia poszliśmy do szpitala, gdzie zostało to potwierdzone - powiedziała 28-latka.
Pod koniec listopada 2015 roku Brytyjczyk walczył z Władimirem Kliczką. Dość niespodziewanie udało mu się pokonać, urodzonego na Ukrainie zawodnika. Wydawać by się mogło więc, że od tego momentu życie jego rodziny będzie usłane różami. Nic bardziej mylnego. Z relacji Paris Fury wynika, że już dzień po starciu pojawiły się pierwsze oznaki depresji. - To były dwa lata piekła. Dwa lata walki z depresją, uzależnieniem od alkoholu i narkotyków, a także myślami samobójczymi. Byliśmy cały czas razem i przeszliśmy przez to jak zespół. On był w ciężkiej depresji. Nie widział sensu życia - relacjonowała małżonka znanego pięściarza.
Jednocześnie kobieta wskazała punkt zwrotny, który jej zdaniem na nowo zmienił podejście Tysona do życia. W październiku ubiegłego roku Brytyjczyk chciał odebrać sobie życie, wjeżdżając swoim Ferrari w drzewo. Na szczęście do tragedii nie doszło, a po powrocie do domu znowu postanowił odwrócić własny świat o 180 stopni. - Był bardzo zdenerwowany i cały czas płakał. Doszło do tego, że musiał dokonać wyboru. Potem zaczął wszystko zmieniać. Przestał pić i ogłosił, że wraca do boksu - podkreśliła Paris Fury w wywiadzie.
Polecany artykuł: