1. Andrzej Gołota - Lennox Lewis
To były czasy. Waga ciężka należała do czarnoskórych bokserów. Mike Tyson, Evander Holyfield, Riddick Bowe czy właśnie Lennox Lewis. Prawdziwe maszyny do zabijania. A obok nich jeszcze on. "Ostatnia nadzieja białych" - jak ochrzcili go dziennikarze zza oceanu. Gołota był tuż po walkach ze wspomnianym Bowem. W obu wydawał się lepszy. Wygrywał na punkty. Tyle że w obu przypadkach skończył z dyskwalifikacją po ciosach... w jaja rywala.
Szpilka - Wilder NA ŻYWO. Gdzie transmisja w TV?
Po latach o te wydarzenia pytał go zresztą nawet prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski. Odpowiedź zaskoczyła chyba nawet polityka. Otóż walił w jądra, bo "Bowe go wkur...".
Z Lewisem miało być jednak inaczej. I było! Polak wpadł bowiem tylko na minutkę z sekundami. Zrobił kilka uników, wyprowadził parę ciosów i jak stanął w ringu, tak po chwili z niego zszedł z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Brytyjczyk zrobił bowiem z niego worek treningowy i znokautował już w pierwszej rundzie.
2. Chris Byrd - Andrzej Gołota
Wielki powrót. Polak wcześniej wydawał się wrakiem. Po walce z Lewisem Gołota oberwał jeszcze od Michaela Granta - jedna z najbardziej absurdalnych walk w historii polskiego boksu - i został zmiażdżony przez Mike'a Tysona. W trakcie tej ostatniej uciekł nawet z ringu i na kolejne trzy lata... zrezygnował z boksu.
Z Byrdem pokazał się już inny pięściarz. Dojrzały. Gołota walczył fenomenalnie. Obijał mistrza i w jego popisach zabrakło tylko jednego - nokautu. Bez niego, o wszystkim zadecydowali sędziowie. Którzy ostatecznie oglądali inną walkę i przyznali obu panom remis.
3. Andrzej Gołota - John Ruiz
Jak określił nasz pięściarz - oto największe oszustwo w historii boksu. Ruiz na dechach leżał dwa razy. Nie wyglądał na mistrza świata. Prędzej na sprzedawcę tacos. Takie to były jednak czasy, że nie trzeba było umieć boksować, by w ogóle posiadać pas mistrzowski. Wystarczyli sędziowie.
Polak znowu bowiem nie dał rady znokautować rywala, a po dwunastu rundach ten wykorzystał swój największy atut. Sympatię smutnych panów od liczenia punktów.
4. Andrzej Gołota - Lamon Brewster
I czwarta próba "Andrew". Ostatnia, zdecydowanie najsmutniejsza. Polak wprowadził w naszym kraju nową jednostkę czasu. "Gołotkę", trwającą jakieś 53 sekundy. Miazga, Brewster wykorzystał strategię przyjętą przez Lewisa. Rzucił się na Gołotę, nie pozwalając mu w ogóle "wejść" w walkę.
5. Albert Sosnowski - Witalij Kliczko
Walka - nieporozumienie. Sosnowski nie był złym bokserem. W swoim czasie naprawdę niezłym. Mistrzem Europy. Tyle że w starciu z Ukraińcem przypominał synka boksującego z ojcem. Kliczko nawet nie musiał się przemieszczać. Szukać kombinacji. Po prostu bił i czekał, jak Polak w końcu padnie na deski bez życia.
Nasz pięściarz potem mógł jednak triumfować. Wytrzymał dziesięć rund! Dziesięć! Tytuł był na wyciągniecie ręki. W planach tych przeszkodził niestety irlandzki taksówkarz, przez którego kilka lat później Albert aż wypadł z ringu. Ten to miał parę.
6. Tomasz Adamek - Witalij Kliczko
Podobny scenariusz. Kliczko był wielki, Polak za mały. Adamek twierdził, że wielkość nie ma znaczenia. Liczyć się miała szybkość. Niestety, na Ukraińcu wrażenia nie zrobiła. Później usłyszeliśmy co prawda, że przygotowania naszego pięściarza były zaburzone, że niepotrzebnie zrezygnował on z tradycyjnych treningów, poszedł w siłę, ale generalnie - furory nie zrobił.
Pierwsza walka o tytuł mistrza świata na terenie Polski - we Wrocławiu - nie zapadła w pamięci Polaków. Ot, odbyła się, a kariera Adamka na dobre została zachamowana, chociaż do ringu wchodził z łatką czołowego pięściarza świata.
7. Mariusz Wach - Władimir Kliczko
Miało być przełamanie. Wach był wielki. Dosłownie. Większy od Kliczki. Strategia wydawała się mieć racjonalne podstawy. Szybkość nie pomogła, wystawimy naszą odpowiedź na "Ciężkiego Gustawa".
Niestety, Wach po walce przypominał raczej zderzenie z walcem, aniżeli nowego mistrza. Wielkie pięści, jeszcze większe ramiona nie pomogły. Okazało się, że Władimir Kliczko nie tylko jest duży, ale jeszcze potrafi boksować. I to on mógł kontynuować serię obrony tytułu. A Wach...
Cóż, Wach skończył jak Sosnowski i Adamek. Dostał szansę, nie wykorzystał jej i ostatecznie jego kariera mocno przyhamowała. Chociaż w piątej rundzie szansa była. Ponoć.
8. Andrzej Wawrzyk - Aleksander Powietkin
Najmniej znana walka. I najrzadziej przypominana. Pewnie dlatego, że Andrzej Wawrzyk w formie na tytuł nie był. Powietkin - twardy gość, wygrał kiedyś walkę mając złamany nadgarstek - zmiażdżył Polaka. Ten leżał, później leżał, a w końcu położył się na dobre.