Trzciński podjął wyzwanie bez namysłu. - Występ na takiej gali to wielkie wydarzenie i szansa. Chciałem sprawdzić się z lepszymi rywalami, a Zimnoch do takich należy. Nie wiem, czy będę w stuprocentowej formie. Mam jednak trochę czasu, a ring wszystko zweryfikuje - mówi Trzciński, który karierę godzi ze studiami.
- Z tą karierą to bym jeszcze nie przesadzał - zaznacza Damian. - Nie wiadomo, jak będzie w przyszłości, dlatego trzeba się zajmować i treningami, i nauką, by nie zostać na lodzie.
Przygodę ze sportami walki rozpoczynał od muay thai. - Wcześniej próbowałem też biegów przełajowych i piłki ręcznej. Miałem mocny rzut, więc łapałem się do kadry szkoły i regionu. Potem jednak zacząłem ćwiczyć sporty walki. W formule K-1 stoczyłem 10 pojedynków i wygrałem 7 - wspomina zawodnik z Bydgoszczy.
Przepustką do pięściarstwa okazały się dla niego turnieje "Bigger's Better", gdzie w bokserskich starciach mierzą się adepci różnych sztuk walki. W lutym 2011 r. Trzciński wygrał dwie walki i doszedł do finału, w którym przegrał na punkty. W kwietniu - wygrał jedną walkę i poległ w drugiej. -
W czterech wygranych zaliczyłem dwa nokauty, a po jednym z nich Bułgar Alben Belinski godzinę dochodził do siebie w szatni. Wtedy też pojawiły się głosy, że może powinienem skupić się na pięściarstwie. Kolejnym krokiem była wygrana z Jonathanem Pasim w czerwcu 2012 r. na gali w rodzinnej Bydgoszczy - wspomina Dawid.
Trzciński, noszący przydomek "Turbo", stylem przypomina nieco... Mike'a Tysona, bo często wyprowadza ciosy z charakterystycznej, pochylonej postawy. - Lubię balansować ciałem, obniżyć się nieco a potem wystrzelić. W walce z Zimnochem chcę pokazać swoje mocne strony, choć pewnie i wyjdą te słabsze. Jeszcze raz podkreślam - dla mnie to ogromna szansa, dlatego zamierzam wyjść do ringu maksymalnie skoncentrowany - podsumowuje Trzciński.