Anthony Joshua do spokojnych ludzi chyba nie należy. Pięściarz z Wielkiej Brytanii ledwie zdążył położyć "na deskach" ukraińskiego giganta, a już zaczął planować kolejne swoje pojedynki. Pierwszym celem okazał się Tyson Fury, również pogromca Władimira Kliczki, a zarazem pięściarz, któremu część fachowców wróżyła już koniec kariery. Bo nie trenował, bo przytył, bo pojawiły się dopingowe wątpliwości.
Joshua zaproponował oficjalnie, Fury szybko odpowiedział. Okazało się, że pojedynek Joshuy z Kliczką obserwował w Hiszpanii, gdzie przebywa na zgrupowaniu. Treningi w ciepłym klimacie ponoć bardzo mu służą, bo były mistrz, po dwóch latach przerwy, znowu zaczął ponoć przypominać zawodowego sportowca. - Słońce świeci, pogoda jest świetna, a moja waga spada. Widzę różnicę, czuję się dobrze i wszystko idzie w jak najlepszym kierunku - powiedział Brytyjczyk. A potem przyjął wyzwanie Joshuy. - Damy najlepszą walkę od 500 lat.
Obaj panowie prowokują się od jakiegoś czasu. Wspomina się ponoć, że do walki pomiędzy angielskimi gigantami mogłoby dojść na koniec 2017 roku. Fury zwycięstwa jest pewny. W jednym z wywiadów stwierdził nawet, że swojego młodszego przeciwnika położyłby jedną ręką. - Drugą mógłbym sobie związać z tył. I tak bym go znokautował - stwierdził. Wcześniej wyśmiewał również napompowane muskuły rywala, twierdząc, że nie wygląda on jak zawodowy pięściarz, tylko kulturysta.
Ciekawe, że podobne zdanie na temat swojego przeciwnika miał Władimir Kliczko. Tymczasem ten "kulturysta" wybił Ukraińcowi boks z głowy.