Jędrzejczyk nie pokazała w oktagonie zbyt wiele. Sama wspomniała o tym na konferencji prasowej. - Jeśli wiedziałabym, że będzie taka punktacja, to mogłabym zrobić więcej. Nigdy nie chcę zostawiać decyzji w rękach sędziów. Czułam jednak, że wygrywam to starcie. Nie chcę się tłumaczyć, jestem całkowicie inną zawodniczką - powiedziała JJ, tłumacząc w ten sposób swoją bierność w walce z Namajunas. Dodała, że statystyki są po jej stronie, a sam werdykt, niesprawiedliwy: - Liczby nie kłamią, 132 trafionych ciosów z mojej strony, 83 od Namajunas. To jest odpowiedzią.
Jędrzejczyk podobnie wypowiadała się już po pierwszym starciu z Namajunas. Wówczas poległa już w pierwszej rundzie. Zapowiadała wówczas potężny szturm w stójce, a sama została wręcz zmiażdżona przez niepozorną Amerykankę. Tym razem obie zawodniczki długo czekały na wyprowadzenie decydującego ciosu. Sędziowie pas przyznali więc broniącej tytuł.
- Dajcie spokój. Możecie zobaczyć inne zawodniczki kategorii słomkowej i porównać je do mnie. Nie mogą równać się do mnie. Są tylko zazdrosne i tylko gadają. Mówię więc: pokłońcie się, to ja jestem królową - podsumowała Polka swoją wypowiedź na konferencji prasowej. Gdy w podobnie prowokującym stylu wypowiadała się jako mistrzyni federacji UFC, wielu fanom podobało się to. Pewna siebie, pewna swoich możliwości. Dominatorka. Urodzona zwyciężczyni. Dzisiaj, po drugiej kolejnej porażce, wygląda to jednak inaczej.