Artur Szpilka do więzienia trafił po bójce. Wziął udział w ulicznej walce pod jedną z dyskotek. „Szpila” już wcześniej znany był organom ścigania, głównie przez to, że angażował się w życie szalikowców Wisły Kraków. Tym razem nie wywinął się przed wymiarem sprawiedliwości i spędził część młodości za kratkami. Tam nie było łatwo. Choć „Szpila” starał się zachować formę, ponieważ już wtedy wiązał przyszłość ze sportem, to w miejscu odosobnienia nie ma rzecz jasna takich możliwości, jak na wolności. Dlatego też znany z ringu sportowiec postanowił kombinować. I znalazł dość nietypowe i jednocześnie mocno wycieńczające sposoby na treningi. W tle pojawiła się przy tym historia ze 100-kilogramowym współwięźniem. Jak wyglądało życie za kratami znanego dzisiaj w całym kraju pięściarza i zawodnika MMA?
Fizyczne męki Szpilki w więzieniu
Szpilka starał się zachować w dobrej formie zarówno ciało, jak i umysł. Po latach sporo opowiadał o meczach… szachowych, jakie organizował ze współosadzonymi. Walka przy szachownicy nie wystarczyłaby jednak, by po wyjściu na wolność wrócić do sportu na najwyższym poziomie. Jednym ze sposobów były biegi po spacerniaku. - W Tarnowie dzień spędza się w celi, jest tylko godzina spaceru. Ja biegałem. To był typowy spacerniak, 50 na 50, kółko sto metrów może. Biegałem całą godzinę. Kółek nie liczyłem, w głowie się kręciło - mówił portalowi sport.pl sam zainteresowany. Co jednak ze wspomnianym potężnym, tajemniczym mężczyzną?
Artur Szpilka podnosił kolegę
Okazało się, że treningi siłowe wykonywał w każdy możliwy sposób. Wyciskanie 100-kilogramowego kolegi z celi? Dla Szpilki nie było to nic niezwykłego. - Ćwiczyłem każdego dnia coś innego: barki, klatkę, nogi - pompkami, stójkami, przysiadami. Wychodziło po 1000 pompek na kubkach, na taboretach. Kolega, co ważył ponad 100 kg siadał, to się go podnosiło. Wody nalewałem do torby foliowej i ćwiczyłem jak hantlami - wracał wspomnieniami do czasów odsiadki Artur Szpilka.