"Super Express": - Ciężko wraca się do klatki po porażce?
Damian Janikowski: - Już dawno zapomniałem o tej porażce. Porażka z Michałem to była cenna nauka. Zmieniłem styl treningów, jestem bardzo głodny walki i żądny powrotu na zwycięski tor.
- O jakich zmianach mówisz?
- Zmieniłem dietę i inaczej trenuję, do tego doszła współpraca z psychologiem. Postawiłem na trening mentalny, bo chcę zachować spokój psychiczny w trakcie walki. Chodzi o to, bym nie rzucał się od razu na rywala, tylko bym był bardziej skupiony.
- Co wiesz o swoim rywalu?
- Jest mańkutem, mocno kopie zarówno na wątrobę, jak i w głowę, a jak trafi - dobija rywalu. W Serbii nazywają go królem nokautu i nigdy nie przegrał przed czasem więc kiedyś musi być ten pierwszy raz. By walka potoczyła się po mojej myśli, muszę zachowywać spokój.
- Przedłużyłeś kontrakt z KSW. Na lepszych warunkach?
- Warunki są podobne, muszę jeszcze trochę powygrywać i stać się bardziej popularny, by zasłużyć na lepszy kontrakt. To normalne, że wygrywając kolejne walki, będę walczył za większe pieniądze. Teraz umowa obejmuje 4 pojedynki z opcją przedłużenia o kolejne dwa.
- Wyleczyłeś już rękę?
- Podczas treningów nie boli, ale wiadomo że to co innego niż walka. Zacząłem inaczej bandażować ręce. Teraz nawet jak uderzę mocno i mam rozluźnioną rękę to te bandaże mam tak sztywne, że trzymają kości na swoim miejscu. Mam nadzieję, że jeśli już będę łamał ręce, to wyłącznie na swoich rywalach (śmiech).
- Żałujesz, że tak późno wziąłeś się za MMA?
- Już po igrzyskach w 2012 roku, z których wróciłem z medalem, miałem myśli by zacząć trenować MMA. Zacząłem jednak marzyć o kolejnym medalu olimpijskim w zapasach. Do ostatniego dnia robiłem wszystko, by zakwalifikować się na igrzyska w Rio, ale nie udało się. Wtedy z dnia na dzień zakończyłem karierę zapaśniczą i zacząłem treningi MMA.
Polecany artykuł: