"Super Express": - Często powtarzasz, że boks uratował ci życie. To przenośnia, czy mamy te słowa odbierać dosłownie?
Kamil Łaszczyk: - Dosłownie. Ja byłem bardzo niegrzecznym dzieckiem i dopiero sala treningowa to zmieniła. Moi pierwsi trenerzy odwalili kawał dobrej roboty. To oni, a nie moi rodzicie, chodzili do szkoły i robili wszystko, bym zdawał z klasy do klasy. Zawsze powtarzali, że nie mogę olewać nauki. Gdybym nie trenował, to pewnie zaczął bym się bawić w pseudo gangstera, albo bym siedział. Boks sprawił, że nauczyłem się pokory i szacunku do innych ludzi.
- Ta przygoda z boksem trwa już wiele lat.
- Dokładnie 18 lat i nie ukrywam, że to najlepszy okres mojego życia. To właśnie boks ukształtował mnie psychicznie. W pamięci zapadła mi głównie jedna sytuacja - swoją ósmą walkę w boksie amatorskim toczyłem w Niemczech. Trenerzy mówili mi, że mój rywal ma tyle samo pojedynków co ja, że mogę go pokonać. Ja na niego patrzę, a u niego klata jak u starszego faceta, na tarczy bił jak maszyna, szybki, bardzo silny. Trenerzy co chwilę jednak powtarzali, że mam się go nie bać. Wyszedłem więc pewny swego - pierwsza runda wyrównana, druga już dla mnie, a w trzeciej go znokautowałem. Trenerzy wpadli do ringu i dopiero wtedy powiedzieli mi, że to był mistrz Niemiec i że ma na koncie już 32 walki. Wtedy urosłem psychicznie, przestałem się bać. Oczywiście strach zawsze jest przed porażką, ale jednych taki strach paraliżuje, a mnie motywuje. Strach mnie napędza.
- Napędzał cię też na ulicy? Nigdy nie ukrywałeś, że i tam stoczyłeś wiele walk.
- Wiele rzeczy robiłem źle, dużo chciałbym zapomnieć. Najgorzej było wtedy, gdy miałem 18 lat, to był taki okres buntu. Dostawałem już wtedy stypendium w wysokości 500 zł, to było na tamte czasy dużo jak dla mnie, ale koledzy zarabiali po 3-4 tysiące i ja też tak chciałem. Niekoniecznie jednak chciałem iść do pracy, bo boks amatorski był wtedy już całym moim życiem i nie chciałem z niego rezygnować. Na szczęście poznałem w tamtym okresie też wielu świetnych ludzi, którzy sprawili, że stałem się lepszym człowiekiem. Powtórzę raz jeszcze - gdyby nie te osoby, na pewno bym siedział za kratami.
- Teraz żyjesz już z boksu, ale wcześniej na zawodowstwie musiałeś jednak łączyć pasję z pracą.
- Zgadza się. Najczęściej układałem kostkę brukową, bo mój ojciec jest brukarzem i ma swoją firmę. Ja się tego fachu pod jego okiem uczyłem już w wieku 10-11 lat, więc potem na zawodowstwie, gdy były kontuzje, a trzeba było coś robić, by mieć za co żyć, to mu pomagałem. Zdarzało się, że za pracą wyjeżdżałem też zagranicę, układałem m.in. solary przeciwsłoneczne i jako pomocnik pracowałem na budowie.
Kamil Łaszczyk na gorąco o walce na FAME 17: Ferrari to fujara. Dzwonił do mnie i płakał!
- Najlepszy okres kariery spędziłeś w USA. Nie brakuje głosów, że gdybyś tam został, gdyby los ułożył się inaczej, to pewnie już dawno miałbyś za sobą walkę o tytuł mistrza świata.
- To prawda. Mariusz Kołodziej niestety zrezygnował z boksu, ale gdyby dalej był moim promotorem, to rzeczywiście już dawno walczyłbym o tytuł i może byłbym nawet mistrzem świata. Mariusz wytłumaczył mi jednak swoją decyzję, on po prostu się zraził do ludzi w boksie. I wcale mu się nie dziwię, bo większość ludzi w boksie robi wszystko, by tylko ograbić zawodnika. To był jednak świetny czas, moglem wtedy przebierać w sparingpartnerach, a to jest najważniejsze w rozwoju. Dlatego też m.in. zgodziłem się na walkę w FAME MMA - zarobię dobre pieniądze i mam taki plan, by wyjechać za swoje do USA i tam potrenować oraz posparować.
- Tak z ręku na sercu wierzysz jeszcze w to, że doczekasz się w boksie walki o coś naprawdę dużego?
- Nie jestem jeszcze taki stary, ale jeśli poczuję, że ucieka mi refleks czy szybkość, to pewnie przestanę się bić. Choć z drugiej strony trudno będzie się rozstać z boksem, bo to adrenalina, która mocno uzależnia. Dlatego ja się nie dziwię starszym zawodnikom, że wracają. Gdy miałem kontuzję czy jakieś problemy z promotorami i nie walczyłem, to szukałem innej adrenaliny. Nie raz pedał gazu wciskałem do oporu i wyprzedzałem nawet policję, byle tylko poczuć coś podobnego jak w ringu. Wiem, że to głupie, ale tak było. Wracając do pytania to nadal wierzę, że mogę powalczyć o tytuł. Mój śp. dziadek powiedział mi, że będę mistrzem świata, choć jeszcze wtedy nie trenowałem boksu. Widział jednak kilka moich walk na ulicy, dlatego zrobię wszystko, by jego słowa stały się rzeczywistością. On czuwa nade mną.
Trener Łaszczyka szczerze o Amadeuszu Ferrarim i FAME MMA. "Nie nadążam..." [TYLKO U NAS]
- Te gorsze czasy już dawno za tobą. Teraz ustatkowałeś się, masz u boku ukochaną, wkrótce na świat przyjdzie także wasze pierwsze dziecko.
- Termin jest na marzec, to będzie córka. Coś pięknego, nie mogę się doczekać. Moja ukochana to najlepsza kobieta, jaką spotkałem w życiu. Jest nie tylko moją partnerką, ale też przyjacielem czy koleżanką.
- Ojcowie biją mocniej, potwierdzasz?
- Tak. O tym, że będę ojcem, dowiedziałem się tuż przed ostatnią walką. Efekt? Wygrałem przed czasem już w drugiej rundzie. Nie ukrywam, że idę do FAME MMA dla kasy, która teraz się przyda jeszcze bardziej. Za jedną walkę tam dostanę więcej, niż za kilkanaście w boksie. Zrobię wszystko, by moje dziecko miało znacznie lepsze życie niż ja.
Paulo Bento trenerem Biało-Czerwonych? Kim jest "pożeracz pucharów"? Co zmieni w grze Polaków?
Posłuchaj i poznaj bliżej prawdopodobnego selekcjonera polskiej kadry!
Listen on Spreaker.