Walki celebrytów, influenserów i youtuberów jeszcze kilka lat temu były zwykłą ciekawostką. Obecnie jednak gale freak-fight przyciągają setki tysięcy, jeśli nie miliony widzów. Prekursorem tego typu rozrywki w Polsce było FAME MMA, ale obecnie na rynku prężnie działa także m.in. High League czy Prime MMA i wciąż powstają nowe federacje, starając się uszczknąć coś dla siebie z freak-fightowego tortu. Już sami sportowcy zauważyli, że pieniądze, jakie można zarobić na takiej walce, są nieporównywalnie większe od czysto sportowych starć. Nietrudno się dziwić więc, że organizatorzy sportowych gal nie mają dobrego zdania o freak-fightach i nie inaczej jest w przypadku Pawła Jóźwiaka, prezesa FEN-u.
Wujaszek Fericze z Kanapowców TTV przeżywał potworne katusze. Więcej w galerii poniżej:
Jóźwiak ostro o galach freak-fight. Jego nadzieje nie spełniły się
W wywiadzie dla Filipa Lewandowskiego szef jednej z największych polskich organizacji MMA, Paweł Jóźwiak, opowiedział, co myśli o galach freak-fight. Jak sam wyznał, początkowo miał nadzieję, że gale te będą napędzały także wydarzenia czysto sportowe. Tak się niestety nie stało. – Na początku myślałem, że długofalowo to przełoży się na wzrost oglądalności młodzieży sportowcami, ale tak się nie stało. Zobaczcie nawet to, że części zawodników nie opłaca się już nawet wychodzić do walk takich sportowych, bo oni więcej mogą zarobić przygotowując freaków do walk. Niestety, taka bardzo nieciekawa sytuacja i odczuwam spadek zainteresowania przy galach sportowych – zdradza prezes FEN-u.
Do freak-fightów ludzi przyciągają przede wszystkim influenserzy, mające zarówno liczne grono fanów, jak i wrogów. Nierzadko też konflikty między zawodnikami są bardzo mocno nakręcane na konferencjach, a czasem wręcz sztucznie wykreowane – aby poziom emocji sięgał maksimum. – W jeden dzień byłem na konferencji FEN-u i PRIME-u, to wychodząc z konferencji FEN-u i wchodząc na konferencję PRIME-u czułem się jakbym wychodził z jakieś stypy i wchodził do Hollywood. Taka dysproporcja – dodaje Paweł Jóźwiak.