- Zgłaszano nam już wcześniej, że brakuje torów lodowych i siatek w Wiśle - powiedział Małysz, wyjaśniając niepokojące sygnały dobiegające z FIS. Władze narciarskie mają bowiem dość naszych skoczni. Od lat inwestycje potrzebne są w Wiśle i w Zakopanem. O modernizacjach obu wspomina się od dawna. Tyle że to wciąż tylko obietnice, a realnych działań brakuje. - FIS i tak spojrzał na nas łaskawie, bo dał ten jeden konkurs w Wiśle - dodał najlepszy polski skoczek w historii.
Czy to oznacza, że polskie skoki narciarskie powoli zwijają się? Jak twierdzi Małysz, takiego zagrożenia nie ma. Ba! Ewentualne inwestycje mogą nas uczynić potęgą. Przynajmniej organizacyjną: - Nie ma przeciwskazań, żeby to właśnie w Polsce odbywał się prolog Pucharu Świata. Polski związek ma podpisaną umowę z firmą Supersnow i biały puch może się pojawić na naszych skoczniach już w październiku. Ale potrzebne są decyzje ministerstwa i Centralnego Ośrodka Sportu.
Czyli jak zawsze. Nadzieje są. Możliwości też. Tylko znowu tych polityków prosić o pomoc?