Adam Małysz, Alexander Stoeckl i Kamil Stoch

i

Autor: PAWEL SKRABA / SUPER EXPRESS, ART SERVIECE / SUPER EXPRESS (2)

MŚ w Trondheim

Adam Małysz o potężnej krytyce. Odbył rozmowę z Kamilem Stochem. Stoeckl? "Przedstawię swoją wersję..."

2025-03-04 14:06

Ostatnie tygodnie w polskich skokach nie należały do najłatwiejszych. Ogromna krytyka po odejściu Alexa Stoeckla, brak Kamila Stocha w Trondheim i cały trudny sezon – to wszystko spadło na barki Adama Małysza. Jak przyjął ciosy? Czy rozważał rezygnację? – Nie ma się jakiegoś pancerza na sobie, który jest tak mocny, że nic cię nie zaboli – mówi w rozmowie z "Super Expressem".

Michał Skiba z Trondheim

– Panie prezesie, dostał pan trochę z lewej, trochę z prawej ostatnio. Jak te ciosy zostały przyjęte? Widzę, że wąs na swoim miejscu...

– Powiem szczerze, że może też lepiej to odebrałem, bo nie czytałem w ogóle żadnych artykułów ani komentarzy, więc tylko tyle co do mnie gdzieś tam jakoś "dochodziło". Na pewno jestem dzięki temu o wiele zdrowszy. Ale oczywiście to też jest tak, że nie ma się jakiegoś pancerza na sobie, który jest tak mocny, że nic cię nie zaboli, bo tak jak moją rodzinę pewnie ten hejt dotknął, tak samo gdzieś tam do mnie pewne rzeczy dobiły. Ale powiedziałem sobie, że ja na pewno przed przed mistrzostwami świata i na mistrzostwach nie będę się jeszcze na ten temat [odejścia dyrektora Alexandra Stoeckla] wypowiadał. Po mistrzostwach może powiem też swoją wersję, ale tak - parę policzków w tym momencie dostałem.

– I nie było pewnie chowania się do szafy?

– Akurat jak przyszło zwolnienie od Alexa, to byłem na mistrzostwach świata w narciarstwie alpejskim (w Saalbach). Przyjechałem do kraju i trzeba było się z pewnymi rzeczami zmierzyć. Cóż, trzeba w pewnym momencie przyjąć coś na klatę i tyle. Mamy sezon bardzo trudny, bo nie tylko o skoki chodzi, ale i o resztę dyscyplin. To jest też tak, że zawsze po takich bardzo obfitych latach przychodzą słabsze, więc trzeba wziąć pod to uwagę. Pewne rzeczy potrzebują czasu. U nas jest problem taki, że nasze społeczeństwo, ale przede wszystkim dziennikarze, nie dadzą ci spokoju, więc czasu często nie ma na tyle, co by się chciało.

– Chociaż pewnie domyślał się Pan, biorąc to stanowisko, że pożarów trochę będzie. I czy nie jest trochę tak, że żona mówi, córka mówi: a nie mówiłyśmy? 

– Nawet nie. Myślałem, że będzie gorzej pod tym kątem (śmiech). Raczej mnie wspierają w tym, co robię. I faktycznie ta praca to jest tylko i wyłącznie moja decyzja. Oczywiście wielokrotnie i to nawet nie w tym sezonie, ale w poprzednim miałem takie momenty, że miałem wszystkiego dość, bo tutaj dochodzą jeszcze aspekty nie tylko sportowe, ale to są działacze, to są rodzice, to są trenerzy, to są fani, kibice, którzy cały czas gdzieś czegoś oczekują. I zazwyczaj jest tak, że jak coś jest złe, to jest tylko związek zły. A to nie do końca tak jest, bo związek faktycznie stara się zapewnić wszystko to, co jest najlepsze temu zawodnikowi i trenerowi. Więc ja bym chciał, żeby czasem ktoś się zamienił ze mną i pojeździł po ministerstwie, po sponsorach, żeby pozałatwiać te wszystkie sprawy. Łącznie z tym, że finansowanie, gdzie nie jest to proste, jeśli nie masz wyników, to wiadomo, że jest ciężko załatwić. Więc my, można powiedzieć, w tym momencie naprawdę nie mamy złej sytuacji. Może czasem jest też tak, że jeśli zawodnik faktycznie ma wszystko, żeby się przygotować, to nie musi też o to walczyć. Może w tym jest też problem. Norwegowie często o tym mówili, że mają problemy finansowe, więc robili wszystko, żeby w jakiś sposób sobie to ułatwić czy tam sprostać temu. Spali często u trenerów na zgrupowaniach, żywili się sami, gdzieś tam gotowali sobie. Może to też jest jakby coś, co czasem trzeba przeżyć, żeby znów powstać, jak to mówią z popiołów.

ZOBACZ: Janne Ahonen wierzy w Kubackiego i ma jedną radę dla Kamila Stocha. Jaśniej się nie da

– Historie z panem w roli głównej o tym, jak to było kiedyś to już klasyki. I pewnie wkurza się pan, gdy dochodzą rykoszetem takie opinie z różnych środowisk sportów zimowych, że "jesteśmy sami", "nie pomagają nam", "prezes myśli tylko o skokach"...

– Wkurzam się. Na pewno się trochę wkurzam, bo mimo wszystko, ale faktycznie te skoki jednak dalej przyciągają sponsorów, którzy są dalej przy związku dzięki skokom. Nowi też dla nich przychodzą. Więc to też nie jest tak, że te inne sporty po prostu w tym momencie będą mieć identyczne warunki jak skoczkowie, bo to jest wręcz niemożliwe, bo ci sponsorzy głównie kładą nacisk na skoki i wymagają. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o inne dyscypliny, to wcale nie jest jakoś źle, bo naprawdę często są takie takie teamy, które przyjeżdżają i często dziękują nam, bo naprawdę mają dużo lepsze warunki niż na przykład zagraniczni, którzy odnoszą sukcesy i mają wyniki.

– Dotarł Pan do Trondheim. Na razie mamy Pawła Wąska na 10. miejscu w konkursie na skoczni normalnej, resztę w tak zwanej drugiej części tabeli. Jak pan to widział?

– Na pewno chciałoby się, żeby jakaś niespodzianka była. I wszyscy pewnie stawiali na Pawła, że Paweł jest w stanie coś zdziałać. Liczyłem też trochę na Dawida Kubackiego przed mistrzostwami, że Dawid też może być takim czarnym koniem. Nawet nie przypuszczałem, że Olek [Zniszczoł] na tej mniejszej skoczni, przynajmniej w tym pierwszym skoku, może tak fajnie skoczyć. Ogólnie niespodzianek w naszym teamie nie było. To trzeba przyznać. Wszyscy zakwalifikowali się do tej trzydziestki. To jest na pewno fajne. Ale oczywiście, pamiętając te wcześniejsze mistrzostwa świata, to tutaj ten niedosyt zawsze pozostanie. No bo od jakiegoś czasu zdobywaliśmy zawsze ten medal, przynajmniej jeden. Więc chciałoby się więcej. Ale patrząc na to, jak cały ten sezon przebiegał, to myślę, że jakichś takich dużych niespodzianek nie było, oprócz chyba Mariusa Lindvika, może trochę Andreasa Wellingera, który faktycznie miał taką zadyszkę, ale na mistrzostwach się pozbierał. Latem Lindvik był niesamowity i wszyscy myśleli, że ta zima to będzie jego zima. A później się okazało, że jednak nie, że popełnia błędy. No i chyba ten wyjazd do Japonii, gdzie tam stanął na podium, trochę go tak podbudował. I tutaj zdecydowanie wygrał. To był bardzo ciekawy konkurs. Na pewno to trzeba przyznać. Szczególnie pierwsza seria i brawa po raz pierwszy dla jury, które nie reagowało na te długie skoki, rekordy.

ZOBACZ: Kilka piw z kolegami i piękne słowa o Kamilu Stochu. Marius Lindvik dla "SE" po mistrzostwie świata

Gregor Schlierenzauer szczerze o problemie w polskich skokach i Thomasie Thurnbichlerze

– Muszę zapytać o brak Kamila Stocha tutaj. Zdziwiło to pana?

– Byłem teraz w Wiśle na zgrupowaniu Kamila. Rozmawiałem z nim sporo, z Michalem Doleżalem też, oni nie mają jakiegoś żalu. Decyzja jest trenera decyzją i my jako zarząd dosyć mocno nad tym się zastanawialiśmy, co zrobić w takiej sytuacji? Tylko my podpisaliśmy też kontrakty z trenerami i trener decyduje, kto jedzie. Jeśli Thomas przedstawił jasne argumenty, dlaczego tak chce zrobić, a nie inaczej, to zarząd jedynie co mógł, to się nad tym pochylić. Zresztą też trenera się rozlicza za wyniki i za jego decyzje. Więc nawet jak byśmy podjęli inną decyzję, to trochę by było takie wchodzenie z buciorami na jego podwórko. I jak wielokrotnie też w ministerstwie byłem, to zawsze było powtarzane, że zarządy czy działacze nie powinni ingerować. To trenerzy są tą głową tych zespołów i to oni powinni decydować. 

– Gdy przylatywał Pan do Trondheim, to chyba w czternastą rocznicę ogłoszenia zakończenia kariery. Też w Norwegii, tylko to słynne Oslo 2011...

– Nawet Maciek Maciusiak mi wysłał smsa wtedy. "Czy pamiętasz tą datę?" Totalnie nie pamiętałem. Tym bardziej, że teraz miałem dosyć ciężki okres, bo byłem w Krynicy na PŚ w snowboardzie. Byłem na walizkach. Ostatnio tylko przepakowywałem walizkę i jechałem dalej...

– Po Planicy będzie szansa, żeby uciec od wszystkiego i zniknąć?

– Nie będzie łatwo, bo po sezonie w planie jeszcze mamy Red Bull Skok w Punkt. Potem mam jeszcze jakieś aktywności. No i chyba najwcześniej to uda się odpocząć w okolicach Świąt Wielkanocnych. Więc to jest tak, że to się zawsze wydaje, że najlepiej jest kończyć sezon i uciec, ale wtedy jeszcze my mamy dużo obowiązków, są rozliczenia i tak dalej...

ZOBACZ: Nie do wiary, co wyprawia 43-letni legendarny rywal Adama Małysza. Cichy bohater MŚ

SuperSport
Czy Polsce potrzebne są Igrzyska Olimpijskie? | SuperSport

Najnowsze