Podstępny Covid-19 sprawił, że najlepszy skoczek sezonu 2020-2021 musiał przerwać swój udział w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym. Zdołał wywalczyć jedynie srebro w konkursie drużyn mieszanych (na skoczni K95), a na obiekcie K120 wystartować już nie mógł.
Czas przymusowej izolacji spędził w hotelu prowadzonym przez trenera żeńskiej reprezentacji Niemiec w skokach narciarskich, Andreasa Bauera i jego żonę. Mistrz świata w lotach narciarskich Karl Geiger zaoferował przynoszenie mu posiłków pod drzwi pokoju, ale nie okazało się to potrzebne.
- Miałem kaszel i zadyszkę. Najgorsze jednak było to, że czułem się bardzo zmęczony i ospały. Bałem się wówczas, bo to nie jest fajna choroba. Nie minęło jednak zbyt wiele czasu, a zacząłem czuć się coraz lepiej. Sądzę, że najgorsze już za mną. Oczywiście pozostaje nieco niepewności, jak moje ciało będzie się czuć i jak zareaguje po czasie izolacji, ale już mogę trochę trenować i mam przekonanie, że moje skoki będą na wysokim poziomie - wyznał Granerud w rozmowie z portalem federacji FIS.
Mając już zapewniony Puchar Świata tej zimy norweski fenomen chce jednak wystartować w finałowych zawodach pucharowych na mamuciej skoczni w Planicy (25-28 marca). Nie zdecydował jednak jeszcze, co uczyni w kolejnych dniach: może od razu udać się do Planicy albo spędzić jeszcze kilka dni w Oberstdorfie lub też wrócić na krótko do Norwegii. W tym ostatnim przypadku musiałby prawdopodobnie poddać się kilkudniowej kwarantannie jako przybywający z zagranicy. Nie mógłby więc podjąć pełnego treningu.
- Planica to wielka i przerażająca skocznia. Będę tam skakał, jeśli będę gotowy – zapowiedział w rozmowie z gazetą „VG”.