Justyna Kowalczyk do szpitala trafiła w niedzielę. "Kilka nocy temu obudziło mnie parszywe uczucie swędzącego migdałka. Od razu wiedziałam, że zaczynają się kłopoty. W minutę miałam przygotowany roztwór z szałwii i soli do płukania gardła, gorącą herbatę w termosie na resztę nocy i garść leków. Wielu z nich brać nie możemy ze względu na przepisy antydopingowe, więc zawsze się śmieję, że sobie w takich sytuacjach urządzam eksperyment z placebo. A że na placebo odporna jestem jak mało kto, to i płukania i zaklinania nic nie dały. Rano migdałek był wielkości orzecha i przywlókł za sobą gorączkę. W szpitalu pobrali, co trzeba, do badania, czekamy na wyniki" - napisała na swoim blogu na sport.pl biegaczka.
Justyna Kowalczyk poważnie chora trafiła do szpitala
Sportsmenka z Kasiny Wielkiej zawsze uchodziła za wielką twardzielkę. Sama przyznała, że wolałaby startować z pękniętą kością stopy niż przeziębieniem. Chodzi o to, że przy urazach mechanicznych łatwiej przezwyciężyć ból. Gdy już się to osiągnie start może zakończyć się dużym sukcesem.
W najbliższy weekend w Kuusamo rozpocznie się nowy sezon Pucharu Świata w biegach narciarskich. Kowalczyk napisała, że nie wiadomo czy wystartuje w premierowych zawodach, choć przygotowywała się do nich bardzo sumiennie. Najprawdopodobniej Polka nową kampanię zacznie od zawodów w Lillehammer.