Justyna Kowalczyk: Mam zadrę w sercu

2011-04-19 4:00

Wiosna w pełni, ale dla Justyny Kowalczyk (28 l.) trwa sezon zimowy. Mistrzyni olimpijska leczy się w sanatorium na dalekiej Kamczatce, ale też startuje w tamtejszych imprezach. Właśnie wygrała narciarski maraton na 60 km i... jeszcze jej mało!

Na mecie biegu w Pietropawłowsku Kamczackim Justyna wyprzedziła Rosjanki: Ziernową o 1,47 min. i Zawiałową o 2,30 min. Jutro Polka wystąpi w sprincie.

"Super Express": - Co pani czuje, myśląc o kończącym się sezonie?

Justyna Kowalczyk: - W moich myślach przeważa zadowolenie. Z pewnością osiągnęłam najwyż-szy poziom sportowy w swojej karierze. Wygrałam kilka imprez, w tym po raz trzeci Puchar Świata i turniej Tour de Ski. Jedno i drugie jest dla mnie strasznie ważne. Ale psychicznie jestem zdecydowanie bardziej zmęczona niż rok temu.

Przeczytaj koniecznie: Kowalczyk wygrała maraton na Kamczatce. Czy Justyna to maszyna?

- W czym wyraził się ten najwyż- szy poziom?

- Jestem lepsza w technice, w taktyce i w odporności psychicznej. Wszystkie parametry fizyczne także były na wyższym poziomie niż rok temu. Podniósł się poziom hemoglobiny we krwi, a tym samym i wydolności, po tym, jak trzykrotnie jeździłam w wysokie góry w trakcie sezonu. Trzy czy cztery razy poszłam na trasach biegów "w trupa", a to jest dowód najwyż-szej dyspozycji.

- Ale złota w Oslo pani nie zdobyła...

- Zadra będzie zawsze, bo złoto było bardzo blisko. Przecież biegłam po nie 10 kilometrów, byłam przygotowana na miarę zwycięstwa, a przegrałam o cztery sekundy. Ale to dobrze, że zadra pozostanie, tym bardziej że nie przeszkadza mi w spokojnym śnie.

- Ma pani plan, jak dogonić rywalki, które stosują leki na astmę?

- Będę się dalej samodoskonalić. Fizycznie, bo psychicznie nie jest źle. Można na przykład poprawić technikę zjazdu, chociaż nie zgadzam się, że w tym elemencie jestem najgorsza z rywalek. Natomiast nie wierzę, by zmieniły się przepisy co do używania lekarstw przy chorobie przewlekłej. Zbyt duży biznes w to wchodzi... A tym, którzy zaczęli zastanawiać się, co się stanie, jeżeli ja zachoruję przewlekle, odpowiem, że będę się wtedy leczyć i biegać... tylko turystycznie. Nie będę nadwerężać organizmu.

- Czy była chwila tej zimy, gdy chciała pani rzucić narty w kąt?

- Bywało przykro, gdy zabrakło 4 sekund do złota. Bywało niesmacznie, gdy walczyłam "z wiatrakami" o efekty używania lekarstw. Ale to nie zmienia faktu, że bardzo lubię narty. To mój zawód, moja pasja, a w tej chwili nawet całe moje życie.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze