Justyna Kowalczyk PORONIŁA! Mistrzyni olimpijska wyjaśnia powody depresji

2014-06-04 11:18

Justyna Kowalczyk to wielka mistrzyni, wspaniała sportsmenka, którą wszyscy znają jako niezwykle zdeterminowaną i silną osobę. Jednak w życiu osobistym złotej medalistce olimpijskiej z Soczi od kilku lat nie układa się nic. Co więcej, polska biegaczka narciarska przeżyła rok temu ogromną tragedię. Straciła dziecko...

We wtorek wyszło na jaw, że Justyna Kowalczyk na poczatku maja przeszła klasyczne załamanie nerwowe, a od ponad roku zmaga się z depresją. W rozmowie z Pawłem Wilkowiczem z "Gazety Wyborczej", zdradziła powody takiego stanu. Fakty są przerażające...

Zobacz także: Wesprzyj Justynę Kowalczyk. Złóż jej życzenia

- Trzy ostatnie lata mojego życia okazały się kłamstwem. Zawiodłam się bardzo. Na początku maja przeżyłam klasyczne załamanie nerwowe. Teraz może być już tylko lepiej.

- Wyjaśnisz, o co chodzi?

- O uczucia, o poronienie sprzed roku - czytamy we fragmencie rozmowy.

Niedawno wielką falę spekulacji wywołał wpis Justyny Kowalczyk na Facebooku, w którym napisała "Straciłam Dzieciątko". Media sugerowały, że chodzi jedynie o.. psa. Na Kowalczyk posypały się gromy. Fani atakowali ją za bezmyślność i próbę wywołania skandalu. Jak się teraz okazuje, przekaz był jasny i prosty.

- Napisałam najprostszymi słowami na świecie: straciłam Dzieciątko - przyznała Kowalczyk na łamach "Gazety Wyborczej". - Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości. Nie wiem, jak można było pomyśleć, że chodziło o psa. Ja nawet rybki w akwarium nigdy nie miałam, bo wychowałam się na wsi, gdzie się zwierząt w domu raczej nie trzyma. Piesek, którego niedawno podarował mi brat, żebym miała się kim zająć, jest moim pierwszym. Tak, byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Na samym początku obozu. Właśnie wtedy, gdy się szykowałam do wyprostowania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym w Soczi. Miałam już w planie inne życie, przynajmniej na najbliższy rok (...). Niestety, los zdecydował inaczej.

Zobacz także: Szokujące wyznanie Justyny Kowalczyk!

- To były przerażające i traumatyczne dni - dodałaKowalczyk. - Tak to się wszystko poplątało, że zostałam z tym sama. Nie mówiłam nic ani trenerowi, ani rodzicom, żeby ich nie martwić. Nie chciałam tego robić rodzicom: powiem, a potem odjadę na długo, na 2 czy 3 tys. km od nich? Przecież to byłoby maltretowanie ludzi. (...) Wszystko od A do Z wiedziały tylko trzy osoby. A i tak ze sporym opóźnieniem. Dwie z nich nie mogły uwierzyć, że to wszystko prawda. Bo gdy patrzyły na mnie np. w telewizji, widziały inną Justynę. Robiłam swoje. Byłam wrakiem, to wtedy chciałam rzucić narty, ale uznałam, że muszę to wszystko wypłakać i dopiero potem podjąć decyzję.

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze