„Super Express” - Jakie wspomnienia pozostały panu w pamięci po tamtym czempionacie?
Kamil Stoch: - To był mój debiut w mistrzostwach świata. Pamiętam go, ale bez detali. Nie weszliśmy do drugiej serii w konkursie drużynowym na skoczni dużej. Zabrakło bardzo niewiele. Było to bolesne, ale była też nauczka na przyszłość, żeby walczyć do końca. I starałem się uczyć na błędach popełnionych przez moich kolegów i przeze mnie.
- A lubi pan skocznie w Oberstdorfie?
- Zwłaszcza ta duża jest przyjemna. Im większa, tym dłuzej można polatać (śmiech). Na tej nawet 140 metrów. Ale trzeba być w pełnej formie. Myślę, że jestem w dobrej dyspozycji i fizycznej i psychicznej. Dysponuję bardzo dużym potencjałem i jeśli na skoczni zrobię wszystko, co mogłem, będę mógł być dumny z siebie, a wynik będzie satysfakcjonujący.
- Czy oznacza to rozwiązanie problemu z pozycją przy najeździe na próg?
- Nie podnosiłbym pozycji najazdowej do rangi mojej achillesowej pięty. Pracuję wciąż nad nią , ale i nad innymi elementami skoku. Czasem chcąc złapać wszystkie sroki za ogon nie pozostaje mi w rękach nic (śmiech). Ale dobre ustawienie przy najeździe rzeczywiście najbardziej wpływa na długość lotu. Wszystko sprowadza się do drobnych rzeczy, centymetrowych, niewidocznych, ale bardzo istotnych. Gdybym chciał to wytłumaczyć, trzeba by zapełnić całą gazetę. Czasem szukam tego przez pół roku, znajduję, a potem się rozchodzi. Ale uważam, że w tej chwili jestem na bardzo wysokim poziomie technicznym. I wciąż nad nim pracuję.
- Jak lider polskiej drużyny daje sobie radę z presją psychiczną?
- Nie czuję specjalnej presji. Nie jestem zresztą sam, mamy jedną z najlepszych drużyn na świecie, więc oczekiwania kibiców się rozkładają i jest mi łatwiej. Ale też zdążyłem się już przyzwyczaić. Zresztą nie byłoby miło, gdyby nikt się naszymi występami nie interesował, gdyby nie było nadziei kibiców na sukces. Najgorsza presja to ta, którą sami nakładamy na siebie. Ona może zniszczyć.
- Czy właśnie ten czempionat jest dla pana najważniejszą imprezą w sezonie?
- Nauczyłem się nie kategoryzować zawodów, bo takie podejście może przynieść rozczarowanie. Każdy konkurs jest ważny i do każdego staram się podchodzić na sto procent. Owszem, czuję niedosyt po mistrzostwach świata w lotach (wywalczył tylko brąz drużynowo – red.). Stać mnie wtedy było na znacznie lepsze skakanie. Ale dałem tam z siebie wszystko.
- Mimo powszechnie chwalonego stylu pana lotu sędziowie unikają wystawiania panu dwudziestek…
- Nie wiem, czym kierują się sędziowie, ale nie czuję o to żalu. Akceptuję to, co jest. I tak dostaję noty wysokie. Czasami sam nie widzę, żebym na takie zasłużył, a dostaję 19,5. A czasem jest odwrotnie… Nadal będę się starał latać jak najlepiej. Marzy mi się, by kiedyś dostać pięć dwudziestek, co do tej pory się nie zdarzyło. Ale wiem, że będzie o to bardzo trudno.
Wyjątkowy RELAKS Stocha i spółki. Od tych ZDJĘĆ robi się gorąco!