Stoch po piątkowym prologu zajmował 6. miejsce w klasyfikacji Raw Air i był dobrze nastawiony przed sobotnią rywalizacją. Po serii próbnej i pierwszym skoku konkursowym wydawało się, że spokojnie zmieści się w pierwszej dziesiątce, ale 35-latek nie obronił się przed atakami rywali i po przeciętnej finałowej próbie spadł na 13. miejsce. W cyklu Raw Air po trzech z osiemnastu serii zajmuje dziewiątą pozycję, jednak jego strata do prowadzącego Anze Laniska wynosi już 22,8 pkt. Sobotni konkurs w Oslo był bardzo loteryjny, jednak sam Stoch nie zamierzał się tym zasłaniać i wziął na klatę nieco słabsze skoki w rozmowie z Kacprem Merkiem z Eurosportu.
Kamil Stoch nie wytrzymał. Wyrzucił to z siebie przed kamerą
- Dzisiaj to były zdecydowanie moje błędy. Warunki? Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Uważam, że nie trafiłem źle, natomiast dzisiaj pojawiło się sporo błędów z mojej strony. Dużo niestabilności na rozbiegu i przez to bardzo zmienił się kierunek mojego odbicia - wyjaśnił 39-krotny zwycięzca zawodów PŚ na gorąco po konkursie. - Te skoki są dobre, ale to nie jest to, co było jeszcze tydzień temu w Planicy. Tutaj potrzeba jednak czegoś więcej - dodał. Szansę na poprawę będzie miał już w niedzielę, ale jedna decyzja organizatorów jest dla niego niezrozumiała.
Chodzi o fakt, że skoczkowie zaczną niedzielną rywalizację już o 11:15. Właśnie wtedy zaplanowano ich prolog do niedzielnego konkursu, który ma rozpocząć się o... 16:30. Tak długa przerwa między kwalifikacjami a zawodami nie jest normalna i mocno komplikuje plany zawodników. Stoch nie ukrywał swojej frustracji i wymownie skomentował ten harmonogram. - Tak zrobili, to trzeba skakać. Nie wiem, kto tak wymyślił, ale serdecznie mu gratuluję - powiedział na koniec rozmowy z dziennikarzem Eurosportu.