W konkursie drużynowym w Zakopanem Polacy zajęli drugie miejsce, dobrze spisali się też indywidualnie: Kamil Stoch był 3., a Maciej Kot - 5.
- Jesteśmy na poziomie, o którym mówiło się przed sezonem - przypomina Kruczek. - Chcieliśmy, by czterej zawodnicy plasowali się systematycznie w czołowej trzydziestce Pucharu Świata, a dwaj w ścisłej czołówce. I w pięciu ostatnich konkursach w pełni się to udało. Od Nowego Roku niewiele mieliśmy wpadek. Wygląda na to, że opanowaliśmy nasze kłopoty ze sprzętem, ale sama jakość skoków wymaga jeszcze stabilizacji.
Po nieudanym początku sezonu udało się przezwyciężyć zaburzenia techniki odbicia i lotu, gdy polska ekipa zastosowała bardziej miękką tkaninę w kombinezonach.
- To nie był wyłączny powód niepowodzeń, ale jeden z tych, który spowodował szereg następstw - mówi trener Kruczek. - Gdy nad strojami udało się zapanować, zawodnicy zyskali pewność siebie i zaczęli pokazywać, na co ich stać. Dobrze, że pozbierali się szybko. Tylko że nic nie jest dane na zawsze, a czasami największym problemem jest rosnący apetyt.
Opiekun kadry zapewnia, że ostatnio śpi dobrze, bez sennych koszmarów, tyle że krótko, bo obowiązki nie pozwalają na więcej. Już w środę polska ekipa leci do Japonii. Kolejne konkursy PŚ zaplanowane są w Sapporo (19 i 20 bm.). A już miesiąc później mistrzostwa świata.
- Będziemy gotowi do walki o podium w Val di Fiemme - zapowiada. - Pomiędzy naszą czołową dwójką Kamil Stoch - Maciek Kot a resztą zawodników nie ma dużej różnicy. Potencjał na czołowe miejsca ma także Piotrek Żyła, jeżeli złapie pełną stabilizację formy.