Na nowej skoczni można polecieć nawet ćwierć kilometra. Jako jedyna w świecie ma ona profil K-195. Rekord świata Norwega Romoerena (239 m) może zatem nie przetrwać tego weekendu.
Przeczytaj koniecznie: Superskocznia gotowa na Adama Małysza
Dziś i jutro rozegrane tam zostaną dwa konkursy Pucharu Świata w skokach (a właściwie lotach).
Jest coraz większa
Norweska skocznia ma status mamuciej od ponad pół wieku. Po kilku przebudowach gościła mistrzostwa świata w lotach w roku 2000. Miała wtedy profil K-185, a wielkość HS - 207 m. Jej rekord wynosił 219 m. Od wiosny minionego roku została jednak przebudowana i teraz jej parametry to K-195 i HS 225.
Rozbieg "mamuta" został przedłużony o 27 metrów. Poprzednio zawieszony w powietrzu, został teraz podparty ziemią, umocnioną betonem i stalą. Większy jest też zeskok: różnica wysokości między krawędzią progu a wypłaszczeniem zeskoku wynosi 135 m, czyli o 5 metrów więcej niż pozwalały wcześniej normy budowy skoczni narciarskich. Żeby stworzyć norweskiego giganta, trzeba było te przepisy zmienić.
Wydali aż 80 milionów
Rząd norweski wyłożył 80 mln koron, by odebrać Planicy berło największej skoczni świata. Jakie będą tego efekty? Czy padną rekordy odległości? Zobaczymy w ten weekend. Na razie Norwegowie wygrali wyścig technologiczny - gabarytami słoweńska Planica ustępuje skoczni w Vikersund.
- Mam nadzieję, że skoki w Vikersund będą i długie, i bezpieczne - mówi inż. Jacek Włodyga, specjalista budowy skoczni. - Skocznie teraz są budowane w taki sposób, że od odbicia do "buli" zawodnik leci 2, 3, najwyżej 5 metrów nad ziemią. Natomiast w drugiej fazie - szybowania, ta wysokość wynosi metr do półtora. Chodzi o to, aby lot kończył się "wślizgnięciem w zeskok", a nie spadkiem z wysokości.