Niespełna miesiąc po ostatnich konkursach Pucharu Świata w Zakopanem, skoczkowie kolejny raz udali się w podróż na południe Polski. Spowodowane jest to decyzją Międzynarodowej Federacji Narciarskiej o przeniesieniu zawodów z chińskiego Zhangjiakou na Wielką Krokiew. Powodem takiego zamieszania jest rzecz jasna pandemia koronawirusa. Zrezygnowano również z rozegrania zawodów w Sapporo. Niestety w Zakopanem widzów znów zabraknie, bo rząd nie zdecydował się na zniesienia obostrzeń w tym punkcie.
Ale WTOPA! Prezydent zadzwonił do Apoloniusza Tajnera, a ten… nie uwierzycie, co zrobił!
Niedawno ogłoszone zostało natomiast, że do działania powracają m.in. stoki narciarskie oraz hotele. Oczywiście wszystko z wymogami zachowania reżimu sanitarnego. Ale pozwoliło to zaplanować wyjazdy na pierwszy weekend od dawna. Już w piątek ruch na drogach w kierunku południowym był spory i wiele osób zdecydowało się na spędzenie paru dni choćby w Zakopanem. A destynacja ta może nie być dla niektórych przypadkowa.
Fatalne wieści dla polskich skoczków przed Zakopanem. Wszystko przez tego Norwega
Bo Wielka Krokiew doskonale widoczna jest z ulicy i nawet nie wchodząc na trybuny, można oglądać rywalizację skoczków. Służby, w tym przede wszystkim policja, jest gotowa na tłum ludzi. Zapewne zakładają najgorszy scenariusz, a więc całkowite oblężenie miejsc pod skocznią. Stąd też wokół Wielkiej Krokwi ustawiły się kordony policji, a bliższe dojście do obiektu zostało zablokowane barierkami. Pewnie i tak nie odstraszy to niektórych kibiców.