Soczi 2014. Zapalenie olimpijskiego znicza

i

Autor: archiwum se.pl

Olimpijskie wnioski? Jak zwykle te same: BUDUJEMY!

2014-02-25 16:06

'Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje prawdą'. 'Jeśli tylko narzucimy ludzkości z dziesięć takich idiotycznych zachowań [...], wtedy zawładniemy światem. Dwa cytaty - Josefa Goebbelsa i fragment 'Wyboru' Wiktora Suworowa - a przed oczami staje triumfalny powrót polskich medalistów z Soczi oraz dumne zapowiedzi polityków, dziennikarzy i działaczy, że brakuje tak niewiele, by stać się potęgą sportów zimowych. Kilka milionów, rządowy program i ot - mamy igrzyska! Pozostaje tylko zagwozdka: po co, jakim prawem i czy akurat medal olimpijski jest tak ważny, by zapominać o wszystkim innym?

Nie przeczymy. Dawno nie przeżyliśmy tak emocjonującego lutego. Zimowe igrzyska olimpijskie przez lata kojarzyły nam się z narodowym festiwalem nieudolności i wstydu. Nawet jak akurat spadł nam z nieba niewiarygodny talent, światowy dominator, to na drodze do złotego medalu stawał mu jakiś rudzielec ze Szwajcarii, który o skokach wiedział do tego momentu mniej więcej tyle, co i Robert Mateja. Zmiana nastąpiła więc diametralna. W Vancouver i Soczi osiągnęliśmy względny poziom normalności.

>>>Rosjanie dali radę! Wnioski po Soczi!

Znowu wysłaliśmy co prawda całą wycieczkę darmozjadów, którzy skończyli zmagania - o ile w ogóle ukończyli - na dnie, ale przynajmniej kilka razy wygraliśmy. Problem w tym, że w Polsce nie można się po prostu cieszyć ze zwycięstwa. Nie, to by było za proste. Trzeba działać i reformować, żeby za cztery lata wyborcy poczuli się jeszcze bardziej ukontentowani.

Zaczęło się od toru dla panczenistów. Lodowiska - ujmując w dużym uproszczeniu. Oczywiście nie takiego zwyczajnego, tylko najszybszego w Europie. Pewnie też najnowocześniejszego, a już na pewno najdroższego, jakie jest tylko dostępne. Powód? Skoro już wygrywamy z Holendrami, to za cztery lata - z ultraspecjalistycznym lodem - zmieciemy kurdupli z Beneluksu z powierzchni ziemii. Przecież to proste. Bez obiektów zdobyliśmy 3 medale. Z obiektem - czyli 1*0 - zgarniemy nieskończoną ich liczbę. Matematyka, królowa nauk!

>>>Złotouści w Soczi: nasi komentatorzy!

Najlepsze są jednak argumenty zwolenników pomysłu. Pierwszy - 'panczeny mogą stać się sportem narodowym'. Mogą. Podobnie jak szachy i wyścigi balonowe. Tylko, że akurat o tym decyduje społeczeństwo, a nie działacze. A cały dowcip polega na tym, że o ile lodowisk w Polsce nie brakuje, o tyle miłośników obijania sobie kości ogonowej już tak. To nie koniec. Bodaj Katarzyna Woźniak, nasza złota medalistka, tuż po powrocie oznajmiła, że 'tory są konieczne, bo trzeba zachęcić dzieci do uprawia akurat tej dyscypliny'. I zgłupieliśmy. Słyszeliśmy, że dzieci można wabić cukierkami, obietnicą zabawy, ale jeszcze nie spotkaliśmy się z próbą przekonywania architektonicznymi majstersztykami. Gdyby tak było, najlepsi architekci wywodziliby się z Grecji. A tam na razie wszystko się wali.

Pozostaje ostatnia rzecz: po co? Łyżwiarstwo szybkie to nie jest specjalnie dochodowy sport. Nie masz medalu - biedujesz. A zadaniem państwa jest ochrona zasobów materialnych obywateli. Tworząc irracjonalną kampanię, skazujemy spory odsetek na życie poniżej pewnego standardu. I dodatkowo do wszystkiego dopłacimy, bo o ile futbol czy koszykówka mogą nakręcać gospodarkę - jak w przypadku Hiszpanii Real Madryt czy Barcelona, a w Anglii cała Premiership - o tyle sporty niszowe zapewniają jedno: niezapomniane wrażenia raz na cztery lata. Mało.

>>>Justyna Kowalczyk już w Polsce!

Tor łyżwiarski nie jest jednak znowu taki najgorszy. Właściwie wszyscy mogliby być zadowoleni. Politycy, bo opalaliliby się w promieniach sukcesów. Sportowcy, bo 'coś się zaczyna zmieniać'. Wyborcy, bo akurat na Wiejskiej nie zdecydowano się zasilać dziury ozonowej miliardami złotych. Iście salomonowe rozwiązanie! Tylko - znowu! - jak to w Polsce, to jest tylko początek większej kampanii: takiej, w której celem są igrzyska w Krakowie.

Czasem właściwie podziwiamy naszych działaczy i polityków. Równie płynnie pomiędzy różnymi problemami nie potrafi przechodzić nikt. Mistrzyni to oczywiście nasza niedoszła medalistka: Jagna Marczułajtis. Słuchamy posłanki PO i umieramy na stojąco. Tylko jej uwierzyć i za 10 lat to Niemcy zaczną do nas przyjeżdżać do pracy. Igrzyska to właściwie same zalety: infrastruktura sportowa, drogi, hotele, reklama i zyski dla całego południa Polski. Tylko się zastanawiać, czemu nikt nie chce tyle zarobić. Nikt, bo Norwegowie właściwie sabotują wolę obywateli, a Szwedzi uznali, że nie ma sensu sobie robić jaj z pogrzebu i swoją aplikację po prostu wycofali. Został Kazachstan, Chiny i kolejni żartownisie czyli Lwów.

>>>Tylko winny się tłumaczy? Żyła: zmieniłem pozycję dojazdową...

I będziemy nawet tak mili, że odpowiemy. Igrzyska w Krakowie to czysty debilizm. Polsce nie potrzeba np. toru bobslejowego, bo wobec znikomej liczby bobów w kraju, nawet i bez niego możemy łatwo wskazać krajowego mistrza. Są nim ci, którzy akurat mają boba. Reklama? Czego byśmy nie zbudowali, nie pokonamy jednego problemu: mamy niskie góry i rzadko miewamy śnieg. Jak górale wymyślą tani sposób na wpływanie na ruchy górotwórcze, możemy usiąść i zacząć analizować. Zostanie przecież już tylko problem klimatu. Do tego czasu większość narciarzy i tak uda się w Alpy.

Zostaje jedno istotne zagadnienie. Zakopianka. Słowo klucz. Nieszczęsna droga krzyżowa wszystkich miłośników nart w Polsce. Trudno polemizować z tym, że jej remont czy budowa nowego traktu jest konieczna. Tylko po co przy okazji budować tor saneczkowy? Odpowiedzi są dwie: albo władza wykonawcza w Polsce jest tak nieudolna, że bez nadrzędnego celu jest bandą sabotujących darmozjadów, albo jednak wciąż w kraju są ważniejsze obiekty infrastrukturalne, niż szosa do miasta nie mającego nawet 30 tysięcy stałych mieszkańców.

>>>Mourinho wątpi w swoją drużynę!

Ale na to niech każdy już odpowie sobie sam. Wspominając olimpijskie sukcesy. Było fajnie. Było...

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze