- Miałem szczęście, że zetknąłem się z nią jeszcze na torze, w ostatnim roku jej występów, w Sanoku i w Warszawie - mówi „Super Expressowi” Paweł Zygmunt (50 l.). - Do końca kariery dominowała w polskim łyżwiarstwie. Była osobą bardzo waleczną i charyzmatyczną. Taki typ mistrza. Dysponowała wielką mocą napędową. Wybitna jednostka, która w tamtych czasach ciągnęła całą dyscyplinę. Gdyby nie ona, panczeny byłyby wówczas nieznaczącą dyscypliną. Wskazywała kierunek niczym latarnia morska. Wszyscy starali się ją dogonić.

i
Pani Erwina zdobyła trzy brązowe medale mistrzostw świata w wielobojach (1978, 1985, 1988), ale na podium olimpijskie nie dane było jej wjechać.
- Urodziła się w takim czasie, gdy wszyscy w Polsce byliśmy „zawodowymi amatorami”, a poziom naszej technologii, organizacji czy obiektów nie dorastał do świata – uważa Paweł Zygmunt. - Jestem pewny w stu procentach, że z powodu marnych warunków nie zdobyła olimpijskiego medalu. To samo mojego pokolenia, którzy byliśmy jej spadkobiercami. Gdyby urodziła się w Holandii, byłaby wielką mistrzynią. Ale Erwina doszła do światowego poziomu, dzięki determinacji, zaangażowaniu i opiece swojego sztabu, w takim zakresie, jaki był wtedy możliwy. Wielokrotnie powtarzała, że katowała się treningiem. W tej dyscyplinie katujemy się wszyscy, ale jej trening miał wymiar ekstremalny – kończy czterokrotny olimpijczyk.
20/04/2022 MŻ Erwina Ryś-Ferens walczyła do końca, a nowotwór atakował. Mówiła: „Liczę na cud”
6/08/2020 DCH Mistrzyni panczenów Erwina Rys-Ferens dotknięta ciężką chorobą. Nogi odmówiły posłuszeństwa