Nokaut. Deklasacja. Podopieczni Stefana Horngachera roznieśli rywali w walce o najwyższy stopień podium. Polacy skakali równo, daleko i przede wszystkim - robili to w komplecie. Nie prowadzili tylko po pierwszej turze zawodników. Piotr Żyła poszybował na odległość 134 metrów i dał się wyprzedzić Norwegom. Na moment, bo po chwili odpalił Kamil Stoch - chyba już zapomniał o upadku w Kuusamo - i nasi ruszyli jak po swoje.
Każdy skok dawał nam większą przewagę. Pierwsza seria? 16,3 punktu nad Austriakami, 17 nad Niemcami. Seria druga? 41,5 punktu nad naszymi zachodnimi sąsiadami. I jeszcze kolejne 0,9 nad Austriakami. To był pogrom. I wydarzenia zgodne z przewidywaniami fachowców, którzy naszych stawiali w roli poważnych faworytów do końcowego triumfu.
Bohaterowie? Kamil Stoch fruwał na poziomie dostępnym... dla Macieja Kota. Inni wielcy - Peter Prevc, Severin Freund, Stefan Kraft - oglądali plecy naszych. I jeśli w niedzielę dokładnie tak samo spiszą się nasi w konkursie indywidualnym, to zobaczymy piękną zapowiedź jeszcze piękniejszego sezonu. Sezonu, w trakcie którego nasi znowu mogą wskoczyć do ścisłej czołówki Pucharu Świata.
Brawo!
Wyniki sobotniego drużynowego konkursu w Klingenthal:
1. Polska (Żyła, Stoch, Kubacki, Kot) - 1128,7 pkt
2. Niemcy (Eisenbichler, Wellinger, Freitag, Freund) - 1087,2 pkt
3. Austria (Hayboeck, Kraft, Kofler, Fettner) - 1086,3 pkt
4. Norwegia (Johansson, Stjernen, Forfang, Tande) - 1024,2 pkt
5. Słowenia (Tepes, Hvala, Prevc, Prevc) - 1013,4 pkt
