Thomas Thurnbichler w piątek, 3 listopada, przedstawił ostateczny skład reprezentacji Polski na pierwsze zawody Pucharu Świata w nadchodzącym sezonie. Wielkich zaskoczeń nie było – trzon kadry wciąż stanowią Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła, a do nich dołączyli Paweł Wąsek oraz Aleksander Zniszczoł. Trudno mieć tutaj większe zastrzeżenia do austriackiego trenera, postawił na sprawdzonych zawodników z kadry A, którzy prezentowali się dobrze także latem. Fani mogli jednak spodziewać się, że szansę do pokazania się w Pucharze Świata już na początku sezonu dostanie także inny z doświadczonych zawodników – Maciej Kot, ale progres, jaki poczynił, okazał się niewystarczający.
Maciej Kot musi uzbroić się w cierpliwość
Od wielu sezon Maciej Kot nie jest zawodnikiem, którego pamiętamy Lahti w 2017 roku czy Pjongczangu w 2018. To właśnie wtedy odnosił on największe sukcesy, będąc częścią drużyny, która zdobywała złoto mistrzostw świata i brąz igrzysk olimpijskich. W ostatnich latach Kot jednak nie potrafił przebić się do Pucharu Świata i sięgać tam po punkty, ale tego lata prezentował się naprawdę dobrze.
Na mistrzostwach Polski zajął 4. miejsce, tuż za plecami polskiej „Wielkiej Trójki” skoków, czyli Kubackiego, Żyły i Stocha. Oznacza to, że zaprezentował się lepiej niż Zniszczoł i Wąsek, którzy rozpoczną sezon w Ruce. Już teraz jest pewne, że Thurnbichler uciął nadzieje Kota na rozpoczęcie nowego sezonu od Pucharu Świata, ale niewykluczone, że da mu szansę w kolejnych periodach – musi on jednak cały czas mocno pracować i dobrze prezentować się w Pucharze Kontynentalnym.