"SE": - W Harrachovie chyba nie da się tak daleko skakać jak w Vikersundzie...
Piotr Żyła: - Skakałem tam tylko raz, dwa lata temu, i to jako przedskoczek. Najdalej wyszło 192 metry. Teraz chciałbym skoczyć powyżej dwustu metrów.
- Kiedy poprawi pan rekordu kraju?
- Za rok znowu będą loty w Vikersundzie. A po nich na przebudowanym "mamucie" w Planicy, która ma wtedy mieć wielkość HS 240. A to oznacza, że mogą być skoki na odległość 260-270 metrów. A 230 metrów to będzie spadanie na "bulę" (śmiech).
- Nie przeraża pana ta perspektywa?
- Wprost przeciwnie, cieszy mnie. Loty to coś szczególnego, innego niż skoki na K-120. Fajnie byłoby polecieć ćwierć kilometra.
- Czuje się pan specjalistą lotów narciarskich?
- Nie wiem, czy jestem specjalistą, ale coś niecoś już się nauczyłem na "mamutach". Chociaż człowiek uczy się całe życie, a i tak głupi umrze (śmiech).
- Czym różni się zachowanie zawodnika na skoczni normalnej i na "mamucie"?
- Trzeba zachowywać się tak samo, tylko że więcej jest powietrza pod nartami i większa przyjemność z lotu. Można lecieć i lecieć. Lubię tę dodatkową dawkę adrenaliny.
Nie przegap!
PŚ w Harrachovie
TVP 1 i Eurosport
sobota, 15.50
niedziela, 14.00