Już w piątek, Kamil Stoch, prezentował niebywałą formę. Każdy jego skok napawał coraz to większym optymizmem. Kulminacja nadeszła w sobotnim konkursie drużynowym. W swojej drugiej próbie poleciał na odległość 141,5 m, czym pobił rekord Wielkiej Krokwi. - Uważam, że w tym sezonie były lepsze skoki od tego. I mam nadzieję, że stać mnie na jeszcze lepsze. Ale owszem, był bardzo dobry, jeden z lepszych tej zimy. Nie będę mówił, że skoczyłem kiepsko, bo skoczyłem naprawdę super. A co do trudnego lądowania, to bywało już w tym sezonie trudniej, choćby w Oberstdorfie. Długo czekałem na lądowanie, bo wypatrywałem linii 145 metrów. I za późno „wypuściłem podwozie”. Ale wszystko miałem pod kontrolą - mówił po zawodach polski mistrz.
Według Stocha na zmodernizowanej Wielkiej Krokwi można polecieć o kilka metrów dalej. -Wydaje mi się, że można tutaj polecieć 145 metrów albo więcej i wylądować telemarkiem. Ale nie wybiegajmy do 150 metrów - stwierdził srebrny medalista MŚ w lotach. - Znosi mnie w tym sezonie w bok. Wiem, w czym jest problem, ale nie powiem. Dzisiaj jednak lądowałem bliżej środka - dodał Stoch.
Zobacz również: PŚ w Zakopanem: Stefan Hula: Starałem się dobrze pchnąć nogą