W skokach narciarskich rywalizuje się nie tylko na skoczni, ale także za kulisami, gdy sztaby opracowują coraz to nowsze nowinki technologiczne, które udoskonalają sprzęt pozwalający zawodnikom na dłuższe skoki. Rzecz jasna nie wszystkie nowinki mają pozwolenie na użycie i FIS czuwa nad tym, aby wszystko odbywało się zgodnie z regulaminem. Ale granice naginane są bardzo często, co doskonale znamy z poprzednich sezonów. Dużo mówiło się choćby o podejrzanie zbyt dużych kombinezonach i często podawano przykład Markusa Eisenbichlera. Podopieczny Stefana Horngachera według kibiców miał zbyt dużo materiału w kroku.
Słowa Kamila Stocha tuż przed startem sezonu przyprawiły nas o ciarki. Trudno pozostać obojętnym
Koniec oszustw w skokach? Powstaje specjalny program
Choć Niemiec rzadko był dyskwalifikowany, niesmak wśród kibiców pozostawał. A to właśnie za duże kombinezony są najczęstszym powodem dyskwalifikacji skoczków. Okazuje się, że w FIS opracowywany jest program, który ma pomóc sędziom w pracy. - Pracujemy nad tym, żeby docelowo wykorzystywać skaner do kontroli kombinezonów. Niemniej by tak się stało, musimy opracować specjalny program. Dążymy do tego, by przed startem wszyscy sportowcy uczestniczący w zawodach przechodzili przez wspomniane urządzenie i otrzymywali prawo do występu lub w przypadku braku spełnienia norm - odmowę - powiedziała w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Agnieszka Baczkowska, delegatka i kontroler sprzętu FIS.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, rozpoczniemy testy pod koniec roku. Wcześniej będziemy pracować nad oprogramowaniem - wyjaśnia. - Trzeba sobie uzmysłowić, że czeka nas prawdziwa rewolucja w procesie kontroli. Gdy pomiar nie zgadza się o milimetr, to jeszcze nie powód, by dyskwalifikować zawodnika. Jesteśmy ludźmi. Gdy jednak do głosu dojdzie nowoczesny skaner, każde odstępstwo od normy, nawet o niewielką wartość, spowoduje niedopuszczenie do startu - oceniła Baczkowska.