Mikst w Willingen bez udziału Polaków szedł jak krew z nosa, ale po ponad godzinie udało się dokończyć pierwszą serię, której wyniki uznano za ostateczne. Norwegia triumfowała przed Austrią i Niemcami, jednak rezultaty tego konkursu zeszły na dalszy plan. Głównym tematem po szalonych zawodach jest praca sędziów, którzy regularnie mówią o pierwszeństwie bezpieczeństwa zawodników, czym tłumaczą np. obniżanie belki po dalekich skokach. Ta zasada najwyraźniej umknęła im pierwszego dnia weekendu Pucharu Świata w Willingen, bowiem już w treningach doszło do groźnych sytuacji, a kulminacja nastąpiła w konkursie drużyn mieszanych.
Sceny grozy podczas skoków w Willingen! Kompromitacja sędziów
W pierwszym treningu skoczków Ziga Jelar wykorzystał potężny podmuch pod narty i pofrunął 154,5 m. Na szczęście udało mu się ustać tę próbę, jednak pokazał, że warunki na niemieckim obiekcie są niebezpieczne. Kilkadziesiąt minut później drugi trening został odwołany po tym, jak Daniel Huber miał ogromne problemy na najeździe zniszczonym przez ulewę i lądował na 63 m. Sędziowie postanowili zrobić wszystko, by doprowadzić do miksta, w którym doszło do istnego szaleństwa. Już w pierwszej grupie Yuki Ito powtórzyła wyczyn Jelara, jednak skoczkini z Japonii nie zdołała ustać rekordowego lotu. Przeciążenie było na tyle duże, że runęła na plecy i uderzyła tyłem głowy o zeskok. To nie wystarczyło jednak sędziom do narady o słuszności rozgrywania zawodów.
Wiatr na Muhlenkopfschanze w dalszym ciągu szalał, a jury nie odpuszczało w walce o dokończenie serii. Jedni mieli odejmowane ponad 20 punktów za wiatr pod narty, inni mieli rekompensatę za wiatr z tyłu. Prawdziwe sceny grozy rozegrały się jednak pod koniec konkursu. Timi Zajc po długim oczekiwaniu wreszcie otrzymał zielone światło od Borka Sedlaka. Słoweniec od dłuższego czasu uznawany jest za czołowego lotnika w stawce, a w piątek otrzymał "lufę" pod narty, która poniosła go na 161,5 m! Co więcej, Zajc wyraźnie skracał swój skok w powietrzu i aż strach pomyśleć, gdzie mógł wylądować. Po kontakcie z zeskokiem runął na ziemię i złapał się za kolano. Kibice byli przerażeni i dali temu znak.
Groźny upadek Timiego Zajca w Willingen. Kibice aż zamarli
"Skok stulecia w PŚ. Timi Zajc przeżył. I chyba to jest najważniejsze. Gdyby nie odpuścił sylwetki, lądowałby poza 170. metrem. CHORE" - napisał dziennikarz TVP Sport, Michał Chmielewski. "Timi Zajc mógł być właśnie zbierany z trybun obok skoczni. Zawodnik był pasażerem prędkości i wiatru. Masa szczęścia. Masa…" - wtórował mu Dominik Formela ze Skijumping.pl. "Timi Zajc 161,5 metra z przydzwonieniem o ziemię. Jak zepsuć konkurs tańcem z belkami, to "safety first", ale jak bawić się w konkurs w tak popie***onych warunkach, to wszystko spoko" - skomentował Kuba Seweryn ze Sport.pl. Są to jedne z wielu głosów oburzenia, wielu kibiców pisało o stanie przedzawałowym. Na szczęście sędziowie odwołali drugą serię miksta, jednak o 18:15 mają ruszyć kwalifikacje mężczyzn przed sobotnim konkursem...