Polscy skoczkowie w poniedziałek spisali się bardzo dobrze. Konkurs drużynowy igrzysk olimpijskich Pjongczang 2018 wymagał od nich mnóstwa wysiłku. Dzięki dobrej formie po pierwszej serii znaleźli się w gronie trzech ekip, walczących o czołowe pozycje. Po premierowej kolejce Norwegia, Niemcy i Polska wypracowali dorobek, pozwalający oderwać się znacznie od pozostałej części stawki.
W drugiej serii wciąż trwał koncert podopiecznych Stefana Horngachera. Przed ostatnią kolejką nasi skoczkowie plasowali się na drugiej lokacie. Norwegowie byli w zasadzie pewni zwycięstwa, ale Polacy wciąż musieli walczyć o wicemistrzostwo z Niemcami. Zarówno Kamil Stoch, jak i Andreas Wellinger osiągnęli odległość 134,5 metra. Polak miał jednak lepsze warunki i zachodni sąsiedzi wyprzedzili nas rzutem na taśmę.
Niedosyt szybko ustąpił miejsca radości z historycznego medalu. Napięcie w trakcie zawodów towarzyszyło jednak nie tylko zawodnikom. Ich najbliżsi z zapartym tchem śledzili poczynania na skoczni w Pjongczangu. - Nigdy się tak nie denerwowałam - przyznała szczerze Agnieszka Lewkowicz. - Cieszymy się bardzo z tego brązu. Mogło być lepiej, ale trzecie miejsce to duży powód do radości - dodała dziewczyna Macieja Kota.
Sprawdź też: Pjongczang 2018: Ile zarobili skoczkowie za brąz w zawodach drużynowych?